Na początku chciałbym podziękować Szymonowi, Jackowi i Kazikowi zwłaszcza za piątek i sobotę, bez Was wiele by mnie ominęło. Dziękuję też Ani za piękną niedzielę. Dziękuję Asi za informowanie mnie o wynikach rajdu, wiesz sama jak w terenie ciężko z tym :) To był bajkowy, mistrzowski wypad, wart wszystkich poświęceń i niedogodności..
Zaczęło się w środę, lot z przesiadką w Londynie, wieczorem już w hotelu w Salou, ogarnąć się i spać. Czwartek. Rano zakupy i rekonesans po bliskiej okolicy (market i McDonalds namierzone, plaża też ;), przed południem jestem już w SP. Witam się HiPkami, poznaję uroczą Anę z mężem i legendę “Młodego” Konrada oraz bardzo miłą Anię z Klubu z mężem i znajomymi. Już tego dnia dane mi było zamienić parę słów z Robertem, dostać autograf i napatrzeć się do woli na wszystko co działo się w PS (cytryna, wywiad dla WRC i TVP, itp. itd.). Bardzo udany dzień :)
Piątek. W południe wizyta w PS, pożegnanie Roberta, który pojechał do Barcelony na start honorowy. W tym momencie trochę mnie ścięło jak mi pomachał i spojrzał na mnie z samochodu :)) Po tym zdarzeniu zagadnął mnie Mikołaj Sokół, miła pogawędka, na luzie jak z kolegą. Też miłe wspomnienie. Ok, wsiadam do auta chłopaków o których pisałem wyżej, jedziemy na OS1. Wspinanie się samochodem w górę wąską drogą szerokości jednego auta.. pomyliliśmy drogę.. :) Udaje się dotrzeć na fajne miejsce. Przejazdy nocne robią wrażenie, tarcze świecą na pomarańczowo co wygląda tak jakby felgi były oświetlone LEDami. Udaje się zrobić zdjęcie Robertowi, ciśnie jak zawsze ;)
Sobota. Pobudka o 6. Jedziemy na OS 5 El Priorat i zostajemy na drugą pętlę. Na I pętli miejsce super wybrane, widać z 800 metrów odcinka. Świeci słońce, jest bardzo przyjemnie. Na II pętli zmiana miejsca, blisko drogi, stajemy… na zewnętrznej wypadowej by poczuć prędkość :P Samochody dają radę, opony kleją się do asfaltu, zawieszenie trzyma, czujemy się bezpiecznie. Jedzie Robert, wychylam się przez barierki trzymając flagę, cudowne uczucie, widzę skupienie w oczach Roberta na sekwencji następnych zakrętów. Pomknął dalej. Na tym odcinku też widziałem wyprzedzanie wolniejszego auta, duże wrażenie na pozakręcanej drodze. Niestety nie udało się nagrać. Wracając na OS9 Salou spotykamy auta WRC, jedziemy za nimi. Mamy szczęście, bo kierowcy zatrzymują się by zmienić ustawienia auta. Chodzę sobie obok Hirvonena, Neuville’a, Ostberga, Prokopa i innych, kiedy ich piloci działają :) Jest Robert, parę słów zamieniamy, nie przeszkadzam, patrzę z kilku metrów. Jedziemy za Robertem do Salou. W Salou lokalizuję flagę rozłożoną przez Anię, fotka poszła. Po odcinku zabieram się z Anią do SP, Roberta już nie spotkałem, ale obejrzałem pracę mechaników przy cytrynie.
Niedziela. Jedziemy z Anią na metę ostatniego OS. W drodze zatrzymujemy się na rondzie, gdzie załogi wracają do SP. Rozkładamy flagi, jedzie Robert. Obaj Robert i Maciek (takie odniosłem wrażenie) machają do nas bardzo intensywnie, to nie była “tylko” wystawiona ręka :D Super! Dojeżdżamy na metę. Czekamy. Tam już działy się cuda :) Robert udziela wywiadów, ja trzymam swoją flagę w górze rzucając cień na twarz RK (widać cień na materiałach TVP :P). Potem zostajemy oblani szampanem… Piękne chwile. Widać radość w Robercie.. Jest cudownie ;)
Rajd marzenie, przeżyć i wspomnień mnóstwo, również takich o których tutaj w tej króciutkiej opowieści nie napisałem :) Robert zdobył MŚ WRC2 deklasując rywali! Cóż… tak wyszło :D Teraz Walia, niestety mnie tam nie będzie.. Powodzenia Robercie i Maćku!
@Ana >
Rajd, rajd i po rajdzie, ale wspomina i emocje nadal są i pewnie długo zostaną jeszcze w pamięci.
Tym razem miałam możliwość zobaczyć zupełnie inny rajd niż w Niemczech no i zupełnie innego Roberta – bardzo , ale to bardzo wesołego.
Pierwsze wspomnienie jakie mi się nasuwa to spotkanie z klubowiczami :) Anią i RKbeliever (sympatyczni ludzie). Wszyscy czekamy przy zespole cytryny na Roberta i Maćka, schodzą się kibice i nie tylko ;) Spotykamy Maćka Szczepaniaka, który kręci materiał filmowy.
Pojawiają się nasi bohaterowie. Robert macha do nas po czym znika w czerwonej ciężarówce. Maciek podchodzi i wita się z nami. Widzimy jednak, że kręci się ekipa z TVP, więc na pewno jeszcze będzie wywiad. Cierpliwie czekamy. Robert udziela wywiadu, po czym znowu znika… Maciek kreci się przy samochodzie. Stojąc już tyle czasu nie liczymy na wiele od Roberta, w dodatku Maciek zanosi mu kask do ciężarówki, nastawiamy się już tylko na machnięcie ręki i w drogę… a tu proszę Robert jeszcze podchodzi do fanów i jednemu z naszych znajomych udaje się dostać autograf na koszuli z Citroena. Radość wielka, koszula staje się bezcenna :)
Shakedown nie robi na mnie wrażenia. Oglądamy trochę przejazdów i wracamy do parku maszyn. Cytryna stoi już na podnośnikach bez kół. Po Robercie ani śladu, ale cierpliwie czekamy. I w tym momencie wydarzyło się dla nas jedno z największych marzeń Młodego!
Pan ”wujek” podchodzi do Młodego i otwiera barierkę by mógł wejść na teren boksu (na migi, bo po naszemu ani „be”). Ustawia go przed samochodem, a ja pstrykam ile się da. Każdy profil zaliczony ;) Robię fotki i dziękuję „Wujkowi” , a on zabiera Młodego i prowadzi go od strony kierowcy. Otwiera drzwi… moja pierwsza myśl „chce mu pokazać jak wygląda samochód w środku”, ale to co po chwili robi, nie przyszło mi nawet do głowy! Bierze Młodego na ręce i hop do samochodu na fotel Roberta!!!!!!! Chwila bezcenna!!! My w szoku, pełni zazdrości ;) a Młody z uśmiechem pozuje do zdjęć! W moich oczach pojawiają się łzy radości i chęć wyściskania „Wujka” :) Tego się nie da opisać jak to cieszy… teraz jeszcze brakuje by zasiadł w samochodzie wraz z Robert … ale to marzenie zostawimy na przyszłość :)
Kolejny dzień zaczynamy od odwiedzenia parku serwisowego. Z racji, że rozpoczęcie jest w Barcelonie, a nie wiadomo czy byśmy zdarzyli potem na zaplanowany OS1, rezygnujemy z tego i przyjeżdżamy pożegnać ekipę tutaj. Robert zjawia się i udziela kolejnego wywiadu, po czym podchodzi do kibiców. Dla nas to kolejna ważna chwila. Pierwsza przybita piątka Młodego z Robertem i autograf na zaprojektowanej koszulce,… ale o tym muszą napisać HiP-ki, bo byli w centrum tego wydarzenia. Ja cykam zdjęcia z daleka… dzięki czemu udaje mi się uchwycić też chyba ważną chwilę dla RKbeliever ;)
Pierwszy raz mamy możliwość zobaczenia na żywo nocne odcinki rajdu (w Niemczech było szarawo, a tu dosłownie czarno). W tej ciemnicy widzimy samochody przez kilka sekund. Tylko Młody jest w stanie powiedzieć kto właśnie przejechał, my musimy sprawdzać to na wyświetlaczach aparatów. Mało widzimy, ale wrażenia są! Aż chciało by się tak przejechać i poczuć taką adrenalinę. W planach mieliśmy kolejny nocny odcinek, ale z niego rezygnujemy. W Hiszpanii zero rajowych oznaczeń na drogach. Niektóre z nich są pozamykane, a nie jest to ujęte na mapach w gazetce rajdowej. Kolejnego dnia gra nam to na nerwach, bo gdzie nie podjeżdżamy to droga zamknięta i kolejne kilometry do przejechania… a trzeba przecież zdążyć. Jakoś nikomu 5-6km do odcinka w tym upale nie chce się iść. Dojeżdżamy na słynny odcinek z rondem – Riudecanyes. Tu pełno namiotów… ludzie śpią jeszcze po nocnym OS3. Stoimy na zboczu i widzimy, że po przeciwnej stronie są mniejsze tłumy. Decydujemy się na szybką zmianę miejsca. P. zostaje z aparatem gdzieś niżej… my lecimy tam gdzie widać dużą flagę Katalonii. Wchodzimy na bardzo stromą skarpę i czekamy w bezruchu by przypadkiem z niej nie zjechać. Przejeżdżają pierwsi zawodnicy z WRC, a tłumy wiwatują! Miło czuć atmosferę rajdu. Młody cały czas nam wylicza kto jedzie, więc gdy nadjeżdża Robert jesteśmy już przygotowani. Jedno z nas macha flagą przy drodze, reszta kręci z góry… po czym zbieramy się na kolejny odcinek. Jeszcze stajemy na chwilę przy barierkach (i tu żałuję, że wchodziłam na skarpę, bo miałabym piękne zdjęcia bez barierki, ale to na przyszłość już zapamiętam). Wracamy do samochodu… musimy przejść nad drogą i nagle rzuca nam się w oczy przejeżdżająca w dole rajdówka!!! P. już zlatuje po przeciwnej stronę, a my za nim… i czekamy na Roberta i Maćka przy drodze! Chłopaki jadą, machamy ile się da!!!! Dopingujemy ich i trzymamy cały czas kciuki!
W tym momencie widzę czerwony znaczek na moim aparacie, wyładowuje się bateria! Złość! :/ zapomniałam naładować poprzedniego dnia! Postanawiam nie pstrykać fotek przez jakiś czas, a potem nagrzać ją na słońcu, by na reszcie odcinków móc robić zdjęcia – pocieranie się opłaciło, bateria wytrzymała do końca dnia! :D
Jedziemy na kolejny odcinek OS6. Tym razem wybieramy jego końcówkę.
Po drodze spotykamy Colina :D Poznaje naszą ekipę od razu i się wita. Lecimy dalej… szybko gubimy się z HiP-kam. Tu znowu lekka skarpa, na której ledwo się siedzi. Gdy stajemy koło barierek porządkowi cofają nas wyżej. I dzięki Bogu, że tak pilnowali, bo po przejechaniu czołówki WRC kibice się przerzedzają i mamy miejsce dużo bliżej. Schodzimy, a w tym momencie Paddon lekko uderza w barierki! Od razu wracam na swoje poprzednie miejsce wyżej i nie ruszam się już ani na chwilę ;) Takie momenty są mniej ciekawe, ale to są rajdy! I niestety czasem ryzykujemy…
Obok nas większość Hiszpanów, więc gdy nadjeżdża Robert tylko my krzyczymy DAWAJ DAWAJ! :) Muszę przyznać, że na tym rajdzie atmosfera wśród kibiców jest lepsza. Każdy pomaga sobie nawzajem gdy trzeba wchodzić i schodzić. W Niemczech tylko swoi pomagali jak się trafili. Tu nam Młodego przenosili jak było trzeba -za co bardzo dziękujemy!
Wszyscy kojarzą Roberta z F1. Jak widzą nasze flagi z napisem KUBICA i BARAN zawsze słyszymy jakąś wypowiedź, a i trafiają się tacy co nas zaczepiają ;)
Na kolejny przejazd jedziemy na OS7. Tu znowu tłumy. Ja zostaję przed zakrętem, reszta idzie na prostą. Zaliczam zygzak… Okazuje się, że reszta miała dłuższy widok, na prostej. Młody ogląda dodatkowo jeszcze z wysoka, stoi na barierce i krzyczy ROBERT DAWAJ!!!
Kolejny odcinek jest w centrum Salou. Dochodzimy do wniosku, że lepiej będzie dorwać cytrynę gdzieś na trasie, niż pchać się o tak późnej porze do miasta, tym bardziej, że na pewno byśmy się do przodu nie przecisnęli.
Jedziemy na OS8. Tym razem rozkładamy się z flagami już za metą. Na drodze jest duży napis STOP, szkoda że drugi znak stopu jest przykręcony do wielkiego kamienia, bo już mięliśmy plan by ich nim zatrzymać :) Czekamy… Przejeżdżają najpierw „zerówki” , machamy wszystkim i od pana pilota z 00 dostajemy buziaki przez szybę ;) Jest wesoło. Później samochody z WRC, co któryś się zatrzymuje. Widać, że są skupieni, kontakt wzrokowy jest minimalny.
W końcu jedzie Robert. Nie sposób nas nie zauważyć i już z daleka widzimy jak nam macha :) (zastanawiam się co on sobie wtedy myśli jak nas widzi? „Ci to są wszędzie?” … a może… „To znowu ci wariaci?”) hi hi
Dla nas to koniec na dziś… wracamy.
Niedzielę zaczynamy od OS12 . OH! To dla mnie pierwszy szutrowy odcinek! Chociaż znam je z opowieści HiP-ków to na żywo wrażenia z przejazdów są nie do opisania!! Jest WSPANIALE! Tylko samochód i pełno kurzu, który unosi się dobrą minutę i dociera dalej do nas. W ustach ma się sam piach :) Zdecydowanie mogę powiedzieć, że wolę szutrowe rajdy. Czołówka z WRC daje nam ostro piachem i kamieniami. Sordo jak śmiga to aż strach mam w oczach, bo HiP-ki były po przeciwnej stronie w lesie… a wyglądało to naprawdę niebezpiecznie.
Co kolejny samochód przybliżamy się bliżej drogi. Na Roberta czekamy już oswojeni z szutrem. Robert przejeżdża jak dla nas wolno. W ogóle wydaje się, że on wolniej jedzie niż inni, tylko jak on ten czas robi taki dobry?
Po przejeździe idziemy zobaczyć jak daleko jest meta, by sprawdzić co nas czeka za kilka godzin. Nie jest najgorzej, jakieś 15min tuptania od parkingu.
Jedziemy jeszcze na OS13, na start. Z początku stoimy razem z HiP-kami, ale tłum napiera, a po przeciwnej stronie jest pusto. Zabieramy Młodego na barana, dwie flagi i idziemy na drugą stronę. HiP-ki zostają razem. Chłopaki na pewno nas nie przegapiły. Flagi mocno powiewały, a my zaciskaliśmy kciuki.
Robimy szybki nawrót i jedziemy na metę ostatniego odcinka. Na mecie czeka już Ania i RKbeliever z klubową flagą! Idziemy do góry gdzie jesteśmy odgrodzeni taśmami od drogi, ale na tyle blisko by coś zobaczyć i uwiecznić. Stoimy jakby w drugim rzędzie, zaraz za mediami. Pierwszy zjawia się Latvala, potem Neuville, a za nim Ogier i tu widzimy znowu zwycięzców WRC. Jest wesoło i widać wielkoą radość ludzi wokół. Czekamy na Roberta… z daleka już słychać nadjeżdżające samochody… i nagle Młody wyskakuje, że jedzie Prokop. Pytam skąd wie? A on „No przecież słyszę”. Z RKbeliever stoimy w lekkim szoku. Młody jeszcze kilka rajdów zaliczy i będzie poznawał już wszystkie samochody po odgłosach!
Czekamy dalej… JEST ROBERT !!!! NASZ ZWYCIĘZCA!!! Po drugiej stronie stoi inna ekipa Polaków z flagą i szampanem… już wiemy co się będzie działo. ;) Robert wychodzi z samochodu, są krzyki i wiwaty!! Widać, że jest spocony i zmęczony, ale również jaki szczęśliwy i wesoły :) Właśnie takiego Roberta chciało by się widzieć zawsze! Stoję naprzeciwko, więc wsłuchuję się w wywiad udzielany dla TV i widzę, że co jakiś czas łapie kontakt wzrokowy z każdym z boku, też się załapuję ;) Trzymam w ręku już GoPro i w pewnym momencie widzimy jak szampan ląduje na wszystkich ;)
Lecimy jeszcze na dół by zerknąć jak przejeżdża pod klubową flagą. Żegnamy się z pozostałymi klubowiczami i zbieramy się szybko, jedziemy na ceremonię zakończenia do Salou. Po drodze już tracimy nadzieję, że zdążymy. Dajemy znać naszej „dwójce”, która towarzyszyła nam na wakacjach, by nie odchodzili z zajętego miejsca przy barierkach. Nasze plany zmieniają się co kilka kilometrów, to park maszyn, to Salou… i tak na zmianę. Docieramy 5 minut przed rozpoczęciem ceremonii do Salou, a tu jeszcze trzeba z parkingu dolecieć. Więc biegiem. Po drodze znika nam P. a my lecimy dalej. Znajdujemy sobie rewelacyjne miejsca w pierwszym rzędzie. H. stoi w „zajętym” miejscu przy barierkach. Nam z mężem i Młodym udaje się zająć miejsce na przeciwko podium zaraz obok mediów. Wspinamy się tylko na barierkę i wszystko widzimy. Na podium ekipa VW i Ogier świętują zwycięstwo, a kibice wraz z nimi! Doczekujemy się wreszcie Roberta i Maćka. U Roberta od razu widać wesołe spojrzenie, a w momencie gdy pozują do zdjęcia wraz z zespołem, cieszy się i wymachuje w bok nogą! Uśmiech nie schodzi nikomu z twarzy!
To praktycznie już koniec, ale cieszymy się całym rajdem…
Od RKbeliever dowiadujemy się, że w parku maszyn jest już pustka, wszyscy się zbierają, ale Młody taki uparty, że chce jeszcze na symulator jechać, więc zbieramy się i jedziemy. Niestety symulator już nieczynny :/ Podchodzimy zatem zerknąć jak zespół sprząta i pakuje się. Zauważa nas „Wujek” Macham mu na przywitanie, a on kiwa głową, po czym pokazuje nam ręką „chodźcie”. Więc my zryw i do niego. Kręcimy się troszkę, aż w końcu „Wujek” zaciąga Młodego pod schody przyczepy i wręcza mu szampana z ceremonii :) Robimy fotki!!! Po czym pod schodami znajduję jeszcze jedną butelkę i wszyscy urządzamy sobie sesję zdjęciową na schodach przyczepy. Ja cały czas mówię, że tego „Wujka” muszę uściskać, no i robimy sobie z nim pamiątkowe zdjęcie. Jeśli „Wujek” kiedyś zajrzy do naszego klubu i przeczyta tę wypowiedz (może mu ktoś przetłumaczy) – pozdrówcie go od nas i podziękujcie raz jeszcze!!!
Dziękuję też kibicom z Klubu, których mogliśmy poznać na rajdzie. Liczymy, że się jeszcze kiedyś spotkamy i pokibicujemy Robertowi razem!
@HiP
Tytułem wstępu:
Ogólnie mówiąc to nasze przeżycia z oesów rajdowych po trochu zlewają się z tymi opisanymi powyżej przez @Ana (w trójkę są naszymi rajdowymi „ dokładkami” ;) ), ale dodatkowo było kilka momentów, które przeżyliśmy po swojemu :))
Będąc na siódmym rajdzie z udziałem naszej wspaniałej załogi Roberta Kubicy i Maćka Barana myśleliśmy, że mamy już prawie wszystko za sobą.
Oj! Jak się myliliśmy!
Rajd ten dostarczył nam tylu nowych wrażeń, emocji i nowych doświadczeń, że teraz gdy sobie tak spokojnie siedzimy w domu i przelewamy to na ekran, oczy szklą się, klawiatura i tekst zaczynają być coraz mniej widoczne, a w gardle znów jest ta dziwna klucha.
Zapoznanie.
Ponieważ w poniedziałek odbijamy się od bram parku serwisowego (powiedziano nam, że dla kibiców będzie on dostępny dopiero w czwartek rano), a jesteśmy już bardzo spragnieni widoku naszej załogi, po raz pierwszy decydujemy się pojechać na odcinek podczas zapoznania.
Wstajemy wcześnie rano i wyruszamy jeszcze po ciemku na początek OS2. Jedziemy niezłymi serpentynami – rzuca mną jak workiem ziemniaków. Dojazd staje się coraz węższy, aż w końcu przechodzi w drogę o szerokości na jeden samochód. Myślimy sobie … To przecież jest nocny odcinek! … Zapowiada się bardzo ciekawie!
Lokujemy się na zaoranym polu i wypatrujemy. O świcie zaczynają pojawiać się pierwsze załogi z WRC-2. Czekamy, czekamy … Wszyscy robią już drugą pętlę, a Roberta i Maćka nie widać. Zjawiają się już Sordo, Mikkelsen, coraz więcej załóg ze stawki WRC, a naszych nie ma i nie ma. Znamy to … jak zwykle ćwiczą naszą cierpliwość ;) Wreszcie SĄ! Podjeżdżają do punktu startowego. Maciek zajmuje się całą papierologią, a Robert … już nas dostrzegł – pierwszy kontakt jest :))
Po tym widoku zapominamy, że trzeba było wstać gdy pozostali jeszcze sobie smacznie spali, że od ponad trzech godzin burczy nam w brzuchu, że gryzą nas jakieś dziwne muchy też przestaje nam już w ogóle przeszkadzać. Uśmiech Roberta jest ponad to wszystko!
Park serwisowy, klubowicze i rajdowi znajomi.
W czwartek rano stawiamy się w Parku Serwisowym. Pierwsze rozeznanie terenu i pamiątkowe zakupy. Młody oczywiście powiększa swoją kolekcję rajdowych samochodzików + autograf Sordo. Szybko spotykamy się z RKbeliever. Pod stanowisko cytryny przychodzi też pogodnie rozgadana Ania ;) ze swoją ekipą i klubową flagą. Dzielimy się pierwszymi gorącymi wrażeniami. Jest nas już spora grupka. Odnajdują się też nasi znajomi poznani na Rajdzie Sardynii, którzy okazują się … – ale o tym kiedy indziej ;)
Piona od Roberta Kubicy.
Po niezbyt widowiskowym odcinku rozgrzewkowym mamy spory niedosyt. Wracamy na serwis z nadzieją, że tu będzie znacznie ciekawiej. Nie mylimy się. Nasze wyczekiwanie pod boksem i stąpanie z nogi na nogę znów się opłaca. Robert wychodzi do nas pogodny, wyluzowany. Widać, że jest w bardzo dobrym nastroju. Młody wystrojony w swoją specjalną koszulkę prosi Go o autograf przy pamiątkowym wspólnym wizerunku z Niemiec. W odpowiedzi słyszy … “Daj pionę!” :))
Piątka przybita z Robertem Kubicą to dla naszego Młodego będzie pewnie niezapomniana chwila! Ciocia będzie mu o tym często przypominać :)
Kamieniem w oko.
Mamy pierwszy szutrowy odcinek na tym rajdzie. Nauczeni doświadczeniem, aby uniknąć zbytniego zakurzenia się, stajemy na bezwietrznej. Mknie pierwsza rajdówka, widok mamy nieziemski. W tym miejscu prędkość odbiera się chyba ze zdwojoną siłą. To jest to co kochamy w rajdowaniu. Oglądanie przejazdów z daleka nie dostarcza nam takiej adrenaliny jaką ma się mając to co jest na drodze, również na sobie :) Pokazuje się na horyzoncie drugi samochód. Jedzie Sordo, a raczej rzuca nim po całej drodze. Wrażenia nie do opisania. Wydaje się, że nie panuje już nad samochodem, że zaraz wypadnie prosto na nas. Na szczęście udaje mu się wrócić na właściwy tor jazdy … ufff … było gorąco! Zmieniamy miejscówkę, nie chcemy kusić losu. Przez gęsty las wbijamy się w głąb odcinka, po drodze wychodząc na jego skraj i sprawdzając co jakiś czas co stąd widać. Idziemy, idziemy i tu nagle … uderza w nas lawina kamieni. Ałaaaj! Trochę boli! Paweł przez moment miał czarno przed oczami. Dostał prosto, w na szczęście, zamkniętą powiekę. Krzyczy – “Mam rozcięte?!” Już widział się z podbitym okiem! Oprócz paru siniaków, które wyszły potem, nic się nie stało, ale do dziś nie możemy uwierzyć, że kamienie doleciały tak daleko od drogi.
Miejscówka na drzewie.
Mamy ten sam odcinek szutrowy. Bogatsi już o kolejne doświadczenie z kamieniami, obieramy inną widokową miejscówkę – lokujemy się na drzewie :)
Wdrapywanie się wysoko nie jest takie łatwe, bo gałęzie są dość suche i można by zaliczyć tym razem upadek z wysokości, ale udaje nam się wreszcie znaleźć odpowiednie, lekko nachylone drzewo.
Widok jest rewelacyjny, tylko dlaczego to drzewo jest tak jakoś dziwnie pochylone? :O
Coś mamy niestety szczęście do odnajdywania takich miejsc.
Meta!!! Zwycięstwo!!! Szampan!!!
Na metę ostatniego odcinka zjawiamy się sporo przed czasem, a i tak czekają tam już wszyscy najbardziej zainteresowani – z Anią, RKbeliever i klubową flagą włącznie.
Nie możemy sobie i tym razem odpuścić bliskiego spotkania z załogą przy pierwszym ich zwycięskim oddechu. Stajemy więc ze sporą ekipą dziennikarzy, fotoreporterów i koordynatorem Roberta tuż przy samym namiocie. Jest jeszcze chwila na wspominki rajdowe. Atmosfera jest przednia.
Zaczynają przyjeżdżać samochody. Pierwsi wygrani cieszą się ze swojego zwycięstwa. Wszyscy nie możemy się już doczekać przybycia Roberta i Maćka. Każdy stara się zająć jak najbardziej dogodną dla siebie pozycję. W głowie mam mętlik, a to już, już … teraz kolej na naszą załogę!
Dotychczas przed każdym przyjazdem kolejnej rajdówki przed metą powiewała dużą norweska flagą. Jak to? Naszą zwycięską załogę mają jako pierwsi przywitać Norwegowie? Nie, nie … Odchodzę od tego “wystanego” miejsca przy namiocie i … ręka z kijem do góry! Polska flaga powiewa przed metą! Kibic z Norwegii z uśmiechem się wycofał.
To był ostatni moment … SĄ! SĄ! SĄ! Wjechali na metę! Wiwaty! Robert wysiada. Maciek wysiada. Tym razem z gratulacjami pierwszy podchodzi Al-Kuwari. Wywiad dla WRC, później dla TVP Sport. Dochodzi do mnie, że właśnie widzę Mistrzów Świata!!!
Robert łapie podanego mu szampana. Większość ucieka lub przynajmniej robi unik – w sumie to nie wiem dlaczego. Być oblanym szampanem przez Roberta to przecież sama radość! Dobrze, że Paweł zachował trzeźwy umysł i klubowe fotki z tego wydarzenia są z pierwszego rzędu :)
Odjeżdżają. Jeszcze szybki bieg – trzeba uwiecznić czekającą na Roberta za metą klubową flagę. Jest! Udało się!
Pojechali na ceremonię zakończenia, a my niestety szybko żegnamy się z klubowiczami, bo mamy zamiar tam zdążyć.
Zakończenie rajdu.
Zdążyliśmy! Nie było lekko, ale z wyskakującym z gardła serduchem dobiegamy o czasie. Nasz misterny plan “zajęcia miejsca” się udał. Nic nie przysłaniało mi widoku szczęśliwego Roberta i Maćka :) Nie było czasu na wyciąganie z samochodu flag na kijach, ale moja rezerwowa, polska flaga, noszona przez cały rajd “na wszelki wypadek”, teraz się w końcu przydała. Dumni i niezwykle szczęśliwi machamy nią ile się da! (stąd też m.in. te efekty specjalne na filmiku).
Gdy słyszę z ust Roberta słowa o kibicach, którzy towarzyszą mu praktycznie na każdym rajdzie, rozklejam się … jak chyba nigdy do tej pory. Tak, wiem, wiem … każdy może to sobie zinterpretować pod siebie, ale to było dla mnie jak … jakaś wielka nagroda! Coś wspaniałego!
Miłe spotkanie na pożegnanie.
Po ceremonii “Młody” zmusza nas jeszcze do odwiedzenia parku serwisowego. Nie ma wyjścia, trzeba jechać. Nie żebyśmy z tego powodu bardzo płakali, ale jesteśmy już trochę padnięci po tej całodziennej bieganinie.
Ekipy są prawie całkowicie spakowane. Trwają ostatnie prace porządkowe. Nagle dostrzegamy, że “ktoś” przechodzący z grupką znajomych Roberta odwraca się, uśmiecha i macha.
Proszę nie pytać – nie napiszę kto to był, ale uważni obserwatorzy klubowych filmików … :)
Było nam bardzo miło:)) Pozdrawiamy jeszcze raz bardzo serdecznie :))
Szampan od mistrza.
Będąc już w parku serwisowym, wykorzystujemy ostatnią szansę na pożegnanie się z czerwonymi ciężarówkami. Podchodzimy i robimy ostatnie ujęcia serwisowego placu boju DS3-ki. Dostrzega nas nasz dobry “Wujek” :) Zaprasza bliżej. Podchodzimy pod same schody słynnego samochodu, w którym często “ukrywał się” przed nami Robert ;) Patrzymy na naszego “Wujka”, a on wręcza Młodemu Kubicowego szampana przywiezionego z ceremonii. Oczywiście i ta sytuacja była przez nas dobrze spożytkowana – butelka była do połowy pełna ;)
Takimi to sposobami Rajd Hiszpanii stał się dla nas … niezwykły.
Social media