Czas powspominać pierwszy oficjalny trening przed GP Hiszpanii i testy w sezonie Formuły 1 Roberta Kubicy. Wszystko co działo się za kulisami oraz to czego nie mogliśmy zobaczyć w oficjalnych przekazach dzięki nim – najwierniejszym kibicom. Zapraszamy na relację z wyjazdu do którego przygotowywali się już momentu gdy było wiadomo, że Robert Kubica wystąpi w testach po GP Hiszpanii oraz będzie można zobaczyć go w oficjalnym FP1. Ewa, Asia, Magda, Jacek, Piotrek, Łukasz, Marcin i jeszcze wielu, nie zawsze związanych z Klubem ale zagorzałych Kibiców Roberta Kubicy.
Dzięki nim, wytrwałym kibicom możemy zapoznać się z relacją z wyjazdu do Hiszpanii. Wyjazd, który był organizowany od momentu wypłynięcia informacji o testach i oficjalnym FP1 z Robertem Kubicą. Kto chętny, parę pytań i dopięte wszystko na ostatni guzik. Poniżej chcieliśmy przytoczyć krótką ale jakże treściwą relacje z wyjazdu do Hiszpanii ekipy Klubowiczów. To dzięki takim osobom, którzy poświęcają swój własny czas, kapitał i swoje emocje możemy dowiedzieć się czegoś więcej. Nam kibicom, którzy jesteśmy spragnieni wiadomości takie relacje są często bardzo potrzebne i w tym miejscu wypada nam bardzo podziękować za te zdjęcia oraz relacje. Bardzo ważnym aspektem jest też promocja Klubu do którego należą Kibice Roberta. Ta promocja ma nietuzinkowy wymiar i nie da się opisać tego w prostych słowach za co Klub i rzesza klubowiczów jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Relacja Jacka
Z Hajnówki do Bielska Podlaskiego (25 km) ruszamy o godz. 5.30 (podwozi mnie żona- moja żona) a o 6.00 ruszamy już z Łukaszem na lotnisko w Modlinie
( 200 km) co zajmuje nam więcej czasu niż lot do Barcelony. W Modlinie dołącza do nas jeszcze jeden fan Roberta, ładujemy się do aeroplanu i po 14 jesteśmy na miejscu:) Chwilę czekamy na Piotrusia z królewskim rodowodem, Ewę i Asię, która wracała już do kraju ale jak się okazało odlot miała z innego terminalu(a) więc ze spotkania nici:( W piątkę jedziemy limuzyną (VW Polo1.0) do hotelu na naradę wojenną jak i z której flanki zaatakować tor następnego dnia. Nazajutrz, gdy wszyscy normalni ludzie jeszcze śpią my ruszamy na rozpoznanie a obserwację zaczynamy od okupacji głównej bramy wjazdowej z nadzieją że tam uda się nam zaatakować samego wodza Roberta Kubicę.
Stoimy więc, prześwietlamy wzrokiem każde wjeżdżające auto (auta zaczęły wjeżdżać dużo później) bo nam się nie spało i wyprzedziliśmy wszystkich:) stoimy więc i patrzymy ,patrzymy i patrzymy i na nas patrzą a my na nich i tak sobie patrzymy kilka godzin i patrzymy i wreszcie…
Po chwili…
… ktoś z nas poszedł po rozum do głowy aby uruchomić inne kanały wywiadowcze aby wytropić wreszcie Roberta. Zaczęliśmy od internetu i bingo, Robert będzie dopiero o 16 bo ma być jakaś konferencja czy coś w tym rodzaju. Tyle godzin czekania i cały misterny plam poszedł w pi..u😡. Zwijamy flagi i walimy do bramy wejściowej dla kibiców: pokazujemy przepustki tj bilety, poddajemy się rewizji i walimy na trybunę główną popatrzeć na innych jak sobie dają radę.
Po kilkudziesięciu metrach z krzaków wyskakuje jakiś żołnierz w zielonej kamizelce i mówi że tam nie można, próbujemy się przebić ale wyciąga kałacha i stanowczym ruchem przeładowuje broń więc zawracajmy aby uniknąć ofiar. Musimy się przebijać okrężną drogą ponad dwukrotnie dłuższą ale dopinamy swego i jesteśmy na głównej na wprost stanowiska Williamsa. Rozwieszamy flagi akcentując w ten sposób zwycięstwo i do 15 zawzięcie będziemy bronić tego zdobytego w wielkim znoju stanowiska a później ponowimy szturm na bramę główną.
Oczekiwanie…
15.15 zajmujemy ponownie stanowiska bojowe przed bramą główną i czekamy. Tymczasem Łukasz z Marcinem zachodzą wroga od tylu, robią podkop i zajmują stanowiska w obozie wroga tj na paddocku kryjąc się w toy…. aby ich nie wykryto;) Oni tam, my przed bramą- musimy wreszcie dorwać Tego Generała. I znów porażka. Wywiad donosi popierając to zdjęciami z satelity że generał na którego polujemy od wczesnych godzin rannych zażywa relaksu na basenie( dowód: gole nogi generała). Wreszcie wartownicy na bramie nie mogąc znieść naszego potężnego naporu poddają się ustępują i ze strachu zapraszająca na tor.
Nieufnie, powoli wchodzimy wietrząc podstęp ale ok. jeden z nich nawet nas podwozi… w miejsce gdzie już byliśmy, na trybunę. Zostawia nas i odjeżdża jesteśmy w szoku. Błyskawiczna narada co robić: błyskawiczna decyzja i w kilka minut znów jesteśmy na zewnątrz przy bramie głównej. Patrzą na nas jak na wariatów, przecież chcieliśmy na tor, zawieźli nas tam nawet więc o co chodzi. Pytamy o Roberta- odpowiedź poraża, zwala z nóg- Robert wjechał na tor przed pięcioma minutami w czasie gdy biegliśmy z powrotem pod bramę.
Reakcja, emocje…
Ogarnia nas rozpacz, ochroniarze teraz dopiero załapali o co biega a ja dochodzę do wniosku że rodzice mieli rację kiedy mówili aby się uczyć. My nauczyliśmy się polskiego oni nie, widocznie ich rodzice nie przekazali im tego że nauka to potęgi klucz. Ewa z Piotrem idą zrezygnowani do auta , ja prawie z płaczem walę z rozpaczy łbem w barierkę. Pokonaliśmy samych siebie. Przekombinowaliśmy. Po prostu daliśmy z siebie wszystko a tak naprawdę daliśmy dupy. Nawet pocieszenia ochroniarzy nie pomogły nam w naszej rozpaczy. Ze spuszczoną głową i łzami w oczach powoli idę w kierunku samochodu myśląc czy aby moi przyjaciele nie popełnili z rozpaczy jakiegoś tam sepuku czy jeszcze czego innego:(
Wewnętrzna walka…
Nagle ogarnia mnie złość, przecież to nie moja wina że oni nie słuchali rodziców i się nie uczyli ( polskiego)
Myślę sobie wracam i im wygarnę no i smalę na przełaj przez rondo w bojowym nastawieniu i z myślą że zanim mnie zastrzelą to jeszcze ich ze trzech wykończę . A niech wiedząże z Polakiem nie ma żartów. Jak wojna to wojna, tylko tej babce krzywdy nie zrobię bo to przecież kobieta. Z zaciśniętymi pięściami, gotowy na śmierć, gdy już miałem się na nich rzucić oni się rzucili na mnie ( z tą babeczką na czele) .
Myślałem że wybiła moja ostatnia godzina ale nie , nie słychać strzałów, nawet w zęby nie dostałem, czuję tylko jak mnie poklepują po plecach.
Otwieram oczy i widzę zatroskane oczy wokół siebie, coś mówią, chyba szyfrem bo ich nie rozumiem choć języka polskiego uczyłem się od małego i wtedy do mnie dociera…że do nich dotarło jaki błąd popełnili. Aha skubańcy myślę sobie, boicie się choć macie przewagę liczebną i przechodzę do ataku: otwierać mi tu zaraz bramę bo zetrę was w pył, kamienia na kamieniu nie zostawię, rozdepczę, rozerwę na strzępy!
Przestraszyli się bardzo, wołam Ewę i Piotra,wrzeszczę dawać tu atakujemy. Biegną do mnie, krzyczę do nich by wrócili po nasz czołg, ze sprzętem ciężkim łatwiej nam pójdzie, wracają, przy bramie zajmuję miejsce obok czołgisty Piotra i pełnym gazem forsujmy bramę a po chwili jesteśmy w samym centrum paddocku.
Zwycięstwo!!!
Refleksja …
A tak naprawdę to widząc naszą rozpacz i gdy zrozumieli swoją pomyłkę to nas po prostu wpuścili gdy ich o to poprosiłem. To dobrzy ludzie i bardzo , bardzo mocno im za to podziękowaliśmy, tak mocno że na drugi dzień testów powitali nas z rana pięknym uśmiechem a wieczorem na paddock wjechaliśmy jak co najmniej Właściciele stajni wyścigowej . Dziękujemy im za to bardzo:) Są jeszcze ludzie z sercem na świecie, którzy potrafią zrozumieć innych ludzi nawet nie znając języka . Dzięki im za to , choć tego że się nie uczyli nie mogę wybaczyć
W Barcelonie przeżyliśmy wielką radość ale i olbrzymi stres ale co ja wam będę tłumaczył z polskiego na polski- jesteśmy kibicami Roberta i dobrze znamy te tematy:)
Komentarz Jacka po napisaniu wspomnień :
Oślepłem od tego pisania ale jest w tym i jeden plus: za troszkę ponad godzinkę fajrant i idę się wyspać…a g…o pośpię, jadę na noc na Litwę i rano muszę być w domu bo mam imprezę: pierwsze urodziny małego Piotrusia. Będzie balanga i socek przez smocek będzie się lał strumieniami.
Do miłego:)
Forza KUB !!!
Relacja Piotrka :
Środa- wyjazd jest nagrodą za przełamanie w sobie lęku.
Zacznę od tego, czego miało tu nie być- mojego lęku przed lataniem samolotem. Wiem że to dziwne w dzisiejszych czasach, ale lot samolotem był moim największym lękiem z powodu posiadania lęku wysokości. Był tak ogromny, że to był jedyny powód przez który nie było mnie na zimowych testach F1. Po tym jak się udał wyjazd Naszym, byłem zrozpaczony, a nikt nie znał prawdziwego powodu że mnie tam nie było. Gdy przyszedł czas na ustalanie wyjazdu na GP Hiszpanii, postanowiłem spróbować zmierzyć się ze swoim lękiem. Krótki lot, małym samolotem do Katowic i z powrotem. Nie będę opisywał detali, ale dla Roberta i moich przyjaciół z wyjazdów dałem radę, sam.
Wygrałem sam ze sobą! Przyszła Środa dzień wylotu, tym razem kompletnie na spokojnie podszedłem do lotu, co prawda miał być 6 razy dłuższy niż te półtora miesiąca wcześniej. Mieliśmy lot o 21.30 z Okęcia, i byłem szczesliwy że się udało i czeka Nas niezapomniane przeżycie…
Czwartek- pierwasza lekcja cierpliwości.
Lądujemy w Barcelonie o 00.30 i myślimy dostać się do noclegu na noc po przylocie. Wybraliśmy taksówkę, każdy miał bagaże, a kierowca powiedział 20€ więc bierzemy. Jak się później okazało pojechał dwa razy dłuższą trasą. Krótki sen i z Magdą powrót na lotnisku do metra, stacja blisko, dwie stacje do przejechania, co może pójść nie tak? Może, aby wysiąść z metra na lotnisku trzeba kupić specjalny bilet, dwa razy droższy…odbieramy auto WV polo 1.0 i do hotelu, teraz w 6 min. a nie w 20 jak w nocy. Pakujemy się, do właściwego noclegu na najbliższe dni, tam szybkie rozpakowanie i na tor! Jesteśmy na torze ludzi dużo i nie dużo, rozwieszamy flagę klubową i do ogromnej kolejki do Pit Wallu . Okazało się że ta kolejka częściowo była do sceny gdzie będą kierowcy.
Po zorientowaniu się, przeszliśmy z tłumem przez tor, gdzie stały safety car’y itp. I już byliśmy w Pit, główna trybuna jest ogromna, a na środku dumnie powiewała flaga klubowa. Staliśmy pod garażem WMR i oglądaliśmy próbne PitStopy bolidy były na wyciągnięcie ręki, a od kluczy do kół bolały uszy! Są potwornie głośne! Ludzi było coraz mniej, a ja nalegałem na dziewczyn by iść na tor i szukać miejsca na trawę na jutro. Upierały się by czekać, bo Robert wcześniej był w garażu, pomachał i poszedł. Mi już nogi odpadały, a dziewczyny nalegały by czekać. I ni stąd Robert idzie, prosto do Nas, przywitał się z paniami, podał i mi rękę, spojrzał, że dalej już ludzi nie zna, to cofnął się do dziewczyn. Zamienił parę zdań jakieś fotki, ja nie wiele myśląc zdjąłem z głowy czapkę zdobytą na konferencji Lotosu i powiedziałem” podpiszesz? Własnoręczny będzie 100 razy lepszy. Uśmiechnął się Robert, podpisał i podziękowaliśmy sobie na wzajem. To była pierwsza ważna lekcja tego wyjazdu- czekać do skutku!
Piątek- to dzisiaj jest ten ważny dzień!
Wstaliśmy rano, bo ważne było by być od samego początku. Szybko na główną trybunę, flaga rozwieszona i zbliża się ta ważna i piękna godzina, a nawet półtorej godziny. Stoimy na trybunie naprzeciw garażu Roberta i filmujemy ten ważny moment! I boom Robert wyjeżdża na FP 1 w Barcelonie!! To była ogromna radość. Później poszliśmy na pierwszy zakręt obserwować i dopingować. Było cudownie tam być, a na czasy nikt nie patrzył. Wieczorem wybraliśmy się śladami Jacka i Ewy z Lutego w stronę wybrzeża. Na plaży było pięknie, choć zimno.
Sobota- wszystko co piękne szybko się kończy
Dzień trzeciego treningu i kwalifikacji był najtrudniejszym dniem, bo opuszczały ekipę Magda i Asia. Dzień na torze szybko zleciał, jedyne co do zapamiętania to wypadek Hartleya prawie na Naszych oczach, dokładnie w momencie, gdy ja mówiłem” chodźmy gdzie indziej, bo tu nic się nie wydarzy” Kwalifikacje, i szybko do auta na lotnisko, by odwieźć dziewczyny na lot. I może teraz dwa zdania o drogach- istny makaron spagetti- ilość krzyżujących się dróg ekspresowych w jednym miejscu przerażającą, a ilość rozwidleń i skrzyżowań przerażają. Był jeszcze czas, więc w trójkę pojechaliśmy metrem zwiedzać Barcelonę, która jest piękna.
Niedziela- wyścig, ale bez emocji.
Przed bramą była spora kolejka, bo tyko 2 z 6 otwarte. Znaleźliśmy miejsca na trawie, z widokiem na telebim, wyścig Porshe Super Cup bez emocji, chwila przerwy, parada kierowców i start wyścigu F1. Niestety po chwili informacja SC i przed Nami bolidy już bez ścigania. Restart i w sumie Kimi przed Nami puścił dym i po wyścigu. Otworzyli bramy i razem z ogromnym tłumem weszliśmy na tor. Po woli na prostą startową pod boks Williamsa z odrobiną nadziei na Roberta, czekaliśmy długo, bez powodzenia. Ruszyliśmy by obejść tor po nitce, ale dostrzegamy ogromną chmurę, więc prawie biegiem na trybunę. Prawie nie zmokliśmy, a z tory wyszliśmy prawie jako ostatni.
Poniedziałek- zmiana ekipy.
Przed południem pojechaliśmy zobaczyć jeszcze ważne zabytki Barcelony. I na lotnisko. Po drodze małe zamieszanie z terminalami, i są Jacek z chłopakami. Szybka podróż do nowego lokum, tym razem 6 min drogi od toru, by być możliwie szybko do Roberta.
Wtorek- druga lekcja cierpliwości/ istne Kac Catalunya.
Z samego rana na tor, pod bramę…co się działo później w Barcelonie zostaje w Barcelonie! Jacek odpowiednio opisał ten dzień. Jedynę co mogę dodać że z tego dnia wyciągnąłem kolejną lekcję cierpliwości i nieustępliwości. I ten upór Jacka doprowadził Nas do Roberta! Za co ogromnie jestem wdzięczny Jackowi!! Udało Nam się wjechać Polo z wypożyczalni za garaże zespołów, obok stał DB 11 Verstappena, i mercedes Roberta.
Środa- gorące serca garstki kibiców.
Dzień rozpoczęliśmy od przepięknego podziękowania ochronie za to co wydarzyło się poprzedniego dnia! :) Niestety cześć toru była zamknięta z nieznanego powodu, i musieliśmy iść dużo dłuższą drogą do tunelu na wysokości słupa z nr kierowców na prostej startowej. Ewa poleciała szybciej by rozwiesić flagę, ja zostałem z Jackiem by pokazać gdzie jest ten tunel. Jacek ma problemy z dalekim chodzeniem, ale najważniejsze że serce jak dzwon bijące m. in.dla Roberta!! Doprowadziłem do wejścia do tunelu, i biegiem po schodach, tunelem i jeszcze z kilometr na trybunę. Wbiegłem w odpowiednim momencie, bo Ewa dopiero wyjęła flagę, szybko rozwieszamy, i na trybunę jak najbliżej garażu. Czekamy a Robert stał, wszedł Jacek na trybunę i parawan się rozstąpił. Robert chyba wiedział że musi poczekać na Jacka! I wyjechał.
Nasze serca zabiły jeszcze mocniej, a że była Nas garstka na trybunach, to musiał każdy z Nas dopingować za 5, może 10. Przyszło TVP na wywiady, przyszło i Eleven. Jacek w wywiadzie pokazał że nie ważna telewizja, i w trakcie wywiadu dopingował “Dawaj Robert” i tak było na każdym okrążeniu. Koniec jazd na dzisiaj, podziękowaliśmy z całych gardeł, co czuję do dzisiaj. I z powrotem pod bramę, do tych samych ochroniarzy. Wpuścili Nas bez wahania, i znów tam byliśmy! Robert udzielał wywiadu, podszedł i powiedział ” ja tylko się pożegnam, i muszę lecieć” z Ewą buziaczek, z Nami po męsku i poszedł. Porozmawialiśmy chwilkę z chłopakami z Eleven, potem z Aldoną, i pomimo że Robert jeszcze się krzątał to poszliśmy do auta szczęśliwi!
Czwartek- szkoda wyjeżdżać, czy w końcu do domu?
I nadszedł Czwartek, dzień wyjazdu po 8 dniach spędzonych w Barcelonie. Rano szybka wycieczka po Camp Nou, następnie na plażę blisko lotniska. Pierwszy dzień w którym pogoda była taka jaka być powinna. Na lotnisko, oddajemy ‘bolida 1.0’ i do samolotu. Dzięki za uwagę, miałem streszczać, ale chyba nie potrafię.
Krótka relacja Magdy :
Do relacji z wyjazdu dodam tylko jedno. Jacek poprosił mnie, żebym pozdrowiła Roberta od niego, gdy tylko będę miała okazję. Nadarzyła się w czwartek w trakcie Pitwalk, kiedy RK wyszedł do nas na chwilę. Już odchodził do następnych kibiców kiedy zawołałam “Jacek prosił, żeby pozdrowić i przekazać, że przyjedzie w przyszłym tygodniu.”. Robert oczywiście usłyszał (naprawdę, nic nie umyka jego uwadze) i uśmiechnął się serdecznie.
Streszczenie i wywiad Jacka dla TVP Wiadomości
Warto także wspomnieć o Rajdzie Portugalii gdzie tamtejsi zagorzali kibice także dali znać o sobie pamiętając wyczyny Roberta. W przeddzień rajdu w nocnych godzinach namalowali flagę z imieniem i nazwiskiem naszego wspólnego idola.
Trochę wspomnień z Hungaroringu z 2017 i testów Roberta na których oczywiście nie zabrakło Klubowiczów:
Galeria zdjęć (Piotrka)
KOMENTARZE KIBICÓW
Social media