Poprzedni nasz wpis, zaczynał się od słów “To trzeci kolejny rajd…” ten też mógłby się zaczynać tymi słowami, ponieważ to trzeci rajd w tym sezonie dla Roberta, po którym my i On sam z pewnością ma pewien niedosyt.
Za wielkie ambicje Roberta czasami przychodzi jemu samemu zapłacić wysoką cenę, ale gdyby nie te ambicje – Robert Kubica nie byłby tym Robertem, którego znamy. Bez tych ambicji nie udałoby się zasiąść z powodzeniem za kierownicą bolidów F1, a także w pierwszym roku startów w rajdach zdobyć mistrza w WRC2.
Sytuacja w sezonie 2014 jest identycznie podobna do tej sprzed roku.
Robert musi poznać specyfikę różnych nawierzchni, musi poznać lepiej auto i przyzwyczaić się do błyskawicznie zmieniających się przyczepności.
Prawdą są słowa Roberta, że On uczy się w 3 miesiące tego, czego inni uczą się trzy lata, ale trzeba zdać sobie sprawę z różnicy pomiędzy kategoriami WRC2 i WRC – tu obecnie jest co najmniej 3 razy trudniej nie tylko z powodu mocniejszych silników, ale także z powodu kierowców, którzy posiadają wielkie doświadczenie.
Robert po pierwszym roku w niższej kategorii ( zakończonym mistrzowskim tytułem ! ) przeszedł szybko na najwyższą możliwą półkę w rajdowym świecie- o tym trzeba ciągle pamiętać.
Robert posiada także prawo do popełniania błędów… On ciągle się uczy. Nie można na obecną chwilę patrzeć na niego przez pryzmat innych kierowców.
Bardzo pocieszające jest to, że Robert Kubica się nie poddaje, że nadal wie co robi. Ważne jest również wielkie wsparcie Malcolma Wilsona i wszystkich kibiców.
W Meksyku Robert także prezentował dobre tempo, były momenty kiedy plasował się na 4 poz. w klasyfikacji generalnej. Mając to na uwadze, a także 2 pierwsze OS z Monte Carlo możemy bardzo optymistycznie patrzeć na kolejne rajdy…rajdy, które Robert już zna z poprzedniego roku.
Teraz tylko może być już lepiej!
Galeria HiP:
HiPkowym Okiem (środa)
Plan na dziś zakładał: dotarcie do odcinka Ibarrilla, wizytę w Parku Serw. i spotkanie z M-Sport na Happy Hour.
Po małych przebojach docieramy na start 12-14 OS-u. Gdyby nie jadący przed nami samochód z ekipy VW, ciężko byłoby nam znaleźć drogę dojazdową. Ogólnie oznaczeń/drogowskazów nie ma tu żadnych. Zostaje jedynie mapa, która i tak jest za mało szczegółowa.
Ale wracając…Podjeżdżamy do punktu początkowego, który znajduje się wysoko nad miastem Leon. Rozpościera się stąd wspaniały widok na całą okolicę. Nie ma tu zbytnio miejsca aby bezpiecznie zaparkować i zaczekać na naszą ekipę, więc zawracamy z myślą, że staniemy trochę niżej i podejdziemy na piechotę, ale… my zawracamy, a stojący tam sędzia rajdowy (ten, który podpisuje każdej załodze wjazd na odcinek) macha na nas i pokazuje, że on odjedzie trochę swoim samochodem i zrobi nam tym samym miejsce postojowe. Mamy kolejny dowód, że Meksykanie to bardzo mili i pomocni ludzie. Od niego dowiadujemy się, że Robert miał na poprzednim odcinku spotkanie z jakimś lokersem. Wiedział też, że nic się poważnego nie stało i Robert będzie kontynuował zapoznanie nowym samochodem. Opowiadamy mu o naszych kłopotach z dotarciem na odcinek, o błądzeniu po tych wąskich uliczkach, na których nie ma żadnych nazw, znaków itd… na co on odpowiada – Nie martwcie się, tak to już tu jest… to jest już 11-ty rajd na na którym będę i mi też zdarza się tu pobłądzić.
No to nas pocieszył :)
Przedłużające się czekanie umililiśmy sobie na rozmowie o naszych europejskich rajdach. Ciekawy był bardzo jak one wyglądają okiem zwykłego kibica.
Robert jak zwykle kazał na siebie “trochę” czekać, ale gdy już podjechał, jego uśmiech wszystko nam wynagrodził. Szybkie przywitanie i w drogę, bo mają już trochę spóźnienia. Zdążyliśmy jedynie zapewnić chłopaków, że nigdzie nam się nie spieszy i zaczekamy spokojnie do ich drugiego przejazdu. W międzyczasie przyjeżdżały pozostałe załogi, więc nudno nie było. Każda ekipa uśmiechnięta, wyluzowana, widać, że meksykański klimat udziela się wszystkim. Ogólnie mówiąc, każdy tu się do nas uśmiecha – ciężko to dokładnie opisać, nie jest to taki nasz europejski, czasami trochę wymuszony uśmiech, wręcz przeciwnie, tu widać, że uśmiech praktycznie nie schodzi z buzi tych ludzi – strasznie to miłe.
Z obrzeży Leon przywędrowało tu na przełaj trzech chłopców. Małe brzdące, a w rękach maczety, którymi torowali sobie drogę przez suche, ostre chaszcze.
W lekko palącym słońcu, po którym mamy już pierwszą, tegoroczną opaleniznę (i mimo filt 50 trochę spalone nosy;) ) doczekaliśmy się drugiego przyjazdu Roberta i Maćka. Teraz na spokojnie jest trochę więcej czasu. Robert opowiada jak wyglądał ten mały incydent z lokersem i przekazuje nam pozdrowienia dla kibiców. Widać, że jest w dobrym humorze. Nasz zamiar pokazania mu małych flag zostawiamy na później. Nie chcemy ich niepotrzebnie jeszcze dziś spowalniać – co się odwlecze to nie uciecze, mamy już plan na jutro ;)
Kolejny punkt – wizyta w parku serwisowym. Wprawdzie wszystkie ekipy ze stawki WRC są już w całości rozlokowane, ale cała otoczka parku jest jeszcze w powijakach. Malowane są na ostatni moment wysokie rusztowania. Jakiś chłopak siedzi i na maszynie zszywa z sobą kawałki banerów, które posłużą za oddzielenie strefy ekip od kibiców. Panuje tu jeszcze spory rozgardiasz. Przy ekipie Citroena mile zaskakuje nas jeden z poprzednich mechaników Roberta. Zauważył nas już z daleka. Wracają ubiegłoroczne wspomnienia. Te wszystkie rajdowe spotkania, wizyty na testach naszej ekipy… ech … łezka się w oku kręci…
W parku serw. jak zwykle wszystkie sieci intern. są zabezpieczone hasłem. Pędzimy więc w poszukiwaniu darmowego WiFi – musimy przecież przesłać Wam jakoś filmik z zapoznania :) Udaje się, a my spokojnie możemy udać się do HolidayInn na spotkanie M-Sportu.
Nasze przypuszczenia sprawdziły się… Robert się na nie nie stawił. Krótko skwitował już przecież raz całe dzisiejsze zdarzenie, więc pewnie nie miał ochoty wałkować tego tematu dłużej ;)
U nas jest teraz 23:35, więc pora spać. Jutro shakedown i aby na niego spokojnie dotrzeć i znaleźć ciekawą miejscówkę musimy wstać o 5:15. A zatem …dobranoc, a u Was pewnie już dzień dobry :)
HiPkowym Okiem (czwartek)
Jeszcze po ciemku wyjazd na shakedown. Kilka kilometrów przed… halt… koniec drogi dojazdowej dla zwykłego kibica :/ Dostaliśmy jedynie pocieszające info, że do odcinka będzie jechał autobus. No to czekamy. Mija 5…. 10… 20 minut… Jest podjeżdża jakiś “strupek”. Bilet 10$. Pakujemy się do środka, a za nami pół pobliskiego miasteczka. Rodziny z maleńkimi dziećmi, które śpią jeszcze rodzicom na rękach, starsi panowie w kolorowych ubraniach, sporo młodzieży z aparatami w dłoniach, praktycznie przekrój całego meksykańskiego społeczeństwa. No to w drogę… Po sporym podjeździe droga wydaje się nie mieć końca, do tego autobus co chwilę staje i zabiera jeszcze ludzi z drogi. Tak obładowany, ledwo jedzie pod górkę, ale najważniejsze, że jedzie :) Docieramy w pobliże drogi na shakedown.
No to teraz gdzie idziemy? Praktycznie do startu i do mety jest niedaleko. Mamy jeszcze sporo czasu, więc decydujemy, że zaczniemy iść odcinkiem od mety, aż dojdziemy do jakiegoś ciekawego miejsca. Idziemy… idziemy… ale tu każde miejsce jest fajne. To kaktus w tle, to piękny biały koń pasący się przy drodze, ciężko zdecydować. Dochodzimy do małego potoku, który przecina odcinek. Już na pierwszy rzut oka widać, że będzie to najlepsza miejscówka na przyczepienie małych flag :) Po zjeździe samochody muszą mocno tu dohamować i przejechać potokiem w górę. Nie ma na co czekać wieszamy flagi. Oczywiście całemu zdarzenie nie przechodzi nie zauważone. Jest tu sporo ekip różnych mediów. Meksykanie podchodzą robić sobie pamiątkowe zdjęcia, strasznie ich to ciekawi o co chodzi z tymi flagami. Łamaną angielszczyzną padają pytania “Ty blondynka. Skąd Blondynka na rajdzie? Ty jeździć na rajdy? Ty lubieć rajdy?” Zabawne sytuacje…
Rozwieszam i rozwieszam te flagi… Paweł w międzyczasie udziela “wywiadu” dla meksykańskiej gazety. Pan nagrywa i skrupulatnie notuje… Skąd jesteśmy, jak się nazywamy, dlaczego taki kawał świata jechaliśmy na rajd, czy nam się podoba… i takie tam… Ogólnie wszyscy Meksykanie są to straszne gaduły. Obok kogo by nie stanąć to od razu zagaduje :)
Lokujemy się przy strumyku, robimy pierwsze testowe fotki… podchodzi do nas jeden z fotografów i radzi, że póki nie zaczęli jeszcze jeździć to radzi nam iść sporo do góry, a potem ewentualnie tu wrócić. U góry jest podobno spektakularny nawrót, który daje spore efekty. No tak, ale co z flagami? Decydujemy, że flagi obfotografujemy po zejściu, a teraz rzeczywiście póki jest jeszcze czas, wdrapujemy się na górę. Idziemy, idziemy… dostaję już zadyszki… to naprawdę jest pod górę ;)
Po drodze fajnych miejscówek jest jeszcze kilka. Te górskie krajobrazy w połączeniu z rosnącymi tu wszędzie dużymi kaktusami wyglądają nieziemsko. Dochodzimy do nawrotu. Chyba rzeczywiście będzie on spektakularny, bo jest tu cała śmietanka rajdowych fotowyjadaczy, a za nami ciągną kolejni :)
Opłacało się wdrapywać tak daleko, bo przejazdy rzeczywiście stąd wyglądają bardzo efektownie. Po dwóch przejazdach naszej załogi, mamy trochę przerwy, więc schodzimy w dół. Chłopaki pojechali na serwis, a że jest on dosyć sporo oddalony, więc spokojnie udaje nam się zejść do strumyka. Przewieszamy trochę flagi, których pilnowała tu nam cały czas TVP ;) Jest git. Możemy zajmować stanowiska bojowe i czekać. Kilku chłopaków wpada na pomysł zrobienia małej tamy, aby zwiększyć ilość wody na drodze. Wystarczyło, że przejechał Tanak, Prokop i Kubica i ta większa woda została uwieczniona nie tylko w obiektywie ale i na flagach. Pierwszy chrzest rajdowy zaliczony :)
Wracamy na start, przy którym ustawia się akurat na swój ostatni przejazd nasza ekipa. Wziuuuuuum i pojechali, a za nimi tumany pyłu. Dopiero stąd widać większą część ich przejazdu i dopiero tu widzę jaki kawał drałowaliśmy pod tą górkę :O
Autobus zacznie zwozić ludzi dopiero po zakończeniu shakedown, a więc musimy sobie w inny sposób załatwić podwózkę ;) przy samochodzie udaje nam się jeszcze spotkać akurat zatrzymującego się Roberta, który zatrzymuje Neuvilla, aby przekazać mu info odnośnie małej przeszkody, która pojawiła się na drodze. Chłopaki w super humorach… my w super humorach… Jedziemy do parku serwisowego. Robert zostaje od razu porwany przez media. Udziela kilku wywiadów po czym ucieka coś w końcu zjeść. My też uciekamy. Trzeba przygotować się do pierwszego OS. Ulice Guanajuato, na których rozegrany zostanie OS 1 zaczynają się mocno zagęszczać, na godzinę przed rozpoczęciem ma się wrażenie, że zjechał się tu cały Meksyk. Aby mieć trochę dłuższy widok na przejeżdżające samochody, zajmujemy ostatnie miejscówki na balkonie pobliskiej restauracji. Jest strasznie gwarno. W koło przewija się sporo osób sprzedających wszystko czego dusza zapragnie, począwszy od świecących gadżetów, czegoś na styl cukrowej waty po gotowaną kukurydzę. Uliczki pełne są przeróżnych zapachów. Wszystko przyrządzane jest w niezbyt schludnych warunkach, ale wygląda i pachnie tak, że mimo pełnych żołądków nasze oczy zjadłyby wszystko. Zaczyna się. Obserwujemy z góry ustawiające się w jednej z uliczek samochody. Piski, okrzyki, brawa towarzyszą każdej przejeżdżającej załodze. Jest to niesamowite. Nie wiem czy jest jeszcze jakiś inny rajd, na którym panuje taka atmosfera. Tu wszyscy są jak jedna wielka rodzina.
Po przejeździe na rozpoczęcie biegniemy na start OS 1, gdzie w ostatnim momencie łapiemy chłopaków przy mocno wyjącym już silniku. Start…. pojechali. Jeszcze przez moment widzieliśmy ich w oddali w jednym z tuneli, ale tam niestety mieli wejściówki tylko wybrani.
Podsumowując… Dzień był super, Meksyk jest super, Meksykanie są super, oby teraz naszej załodze poszło super na tutejszych trasach. Będziemy im jak zwykle mocno w tym kibicować :)
Było małe zamieszanie przed startem tego Super OS’u. Najpierw wypuszczono Neuvilla z Prokopem, później zdecydowali że ja mam jechać z Neuvillem i wszystko robiliśmy na szybko. Chyba nie skoncentrowałem się na tyle i na pierwszym dohamowaniu było bardzo ślisko, uderzyliśmy w betonowego kloca i postawiło nas to na dach. W trakcie Super OS’u jest inny regulamin niż w podczas normalnego także pojedziemy w Rally 2.
— Robert Kubica
Jestem absolutnie przekonany, że Robert będzie dobry. Liczymy na lepszą drugą połowę sezonu, zwłaszcza na rajdy asfaltowe ale musimy popracować nad sprawami, których byliśmy świadkami. Robert i ja przeprowadziliśmy dobrą rozmowę na temat pomocy ponieważ nadal nie ma dużego doświadczenia w rajdach. Może sprowadzimy pilota albo aktualnego lub byłego kierowcę do pomocy – kogoś kto ma doświadczenie. Robert przyznaje, że jego myśli były znacznie inne kiedy się ścigał ale teraz musi zacząć patrzeć przez pryzmat rajdów. Powiedział “Jeżdżę jakbym się ścigał i muszę zrozumieć koncepcję WRC”.
— Malcolm Wilson
Był to dla mnie bardzo rozczarowujący rajd. Myślę, że aż do wypadnięcia na odcinku Otate nasze tempo na szutrze było bardzo dobre. Jechałem dobrze, ale niestety w piątek na superoesie popełniłem błąd z powodu dekoncentracji. Wypadłem na śliskim asfalcie w pierwszym zakręcie. W sobotę miałem duże problemy na wąskiej sekcji. Tam też było bardzo ślisko. Na to, że wypadliśmy złożyła się kombinacja kilku czynników, które niestety zakończyły nasz występ. Wjechaliśmy trochę zbyt szybko w zakręt przez szczyt. Myślę, że także notatki na tę wąską sekcję nie były idealne. Ponieważ było bardzo ślisko, nie miałem marginesu na błąd. Droga była bardzo wąska i uderzyliśmy bokiem w mały murek, a potem sturlaliśmy się kilka metrów niżej, lądując na dachu. Ponieważ wgięła się klatka, powrót ostatniego dnia w systemie rally 2 nie był możliwy.
— Robert Kubica
Rajd zakończył się dla nas jak na załączonym filmie. Nie było nam dane przejechać wszystkich odcinków, co jest największą stratą weekendu. Niemniej jednak, choć wiem że dziś może brzmi to dość dziwnie, uważam że prędkość jaką pokazuje Robert w swoim pierwszym sezonie WRC jest zadziwiająca. Odrzucając nawet Jego ograniczenia, a biorąc pod uwagę że rywalizuje z zawodnikami znającymi trasy rajdów jak własną kieszeń to nie przypominam sobie kierowcy, który byłbytak szybko, tak blisko czołówki. No może Seb Ogier w 2009. Doskonałym przykładem jest tu Rajd Mexyku, który dla mnie był 6 a dla Roberta 1 . Oesy praktycznie są te same od lat. Jeśli na 44 km El Chocolate przyjeżdżamy ze stratą 0,5s/km do mistrza świata to znaczy że prędkość jest. Niestety brak doświadczenia kierowcy powoduje że zdarzają się również takie wypadki jak wczoraj i musimy postarać się poprawić naszą skuteczność, ale jestem przekonany że już niebawem Robert będzie rywalizował o podium również w rajdach szutrowych. Znamienne jest to że dziennikarze branżowi i ludzie z zespołów, których poznałem podczas moich lat spędzonych w cyklu WRC, zadają pytanie : kiedy a nie czy? Robert wygra Swój pierwszy rajd. Wiem że wiele osób jest zniecierpliwionych, nam też nie jest teraz najłatwiej, dlatego jeszcze bardziej doceniam wszystkie gesty sympatii z Waszej strony. Po raz kolejny powtórzę truizm : To kibice są sensem tego sportu. Dziękuje za doping……i do zobaczenia już niebawem w Portugalii.
— Maciek Szczepaniak
Wiem, co muszę zrobić. Muszę popracować nad moimi notatkami na wąskich fragmentach oesów, do nich moje dotychczasowe nie są idealne – zauważa Polak.Wcześniej nie planował żadnych testów przed Rajdem Portugalii, ale teraz team M-Sport prawdopodobnie mu je zorganizuje. – Moje notatki dobrze sprawdzają się na nawierzchni asfaltowej, ale już gorzej na szutrze.-Robert Kubica.
*********************************************************************************
Robert Kubica pojawił się na Rally del Cioccio, oczywiście w roli obserwatora – kibica.
Rajd trwa od 14 do 16 marca.
Jak widać, emocji brakuje wszystkim.
fot. Race&motion Photography |
Social media