Wspomnienia Ewy i Jacka z wyjazdu na pierwsze przedsezonowe testy F1 2018 na torze w Barcelonie z udziałem Roberta Kubicy – zobaczyć Polaka po 7 latach ponownie na torze, w barwach zespołu Formuły 1 było dla nich czymś oczywistym. Przyjaciele pojechali wspólnie kibicować, jednak to, co stało się ich udziałem, będą jeszcze długo wspominać. Wspólna herbata na zaproszenie Roberta Kubicy, rozmowa i zdjęcia oraz zabawne sytuacje m.in po wypowiedzeniu słów “Forza Kubica”.
Wspominki okiem Ewy:
Pomysł wyjazdu na pierwsze przedsezonowe testy F1 miałam od dawna. Ze względu na zainteresowanie znajomych drugą sesją, plan przełożyłam. Dopiero gdy dowiedziałam się, że Jacek chce wybrać się sam, szybko podjęłam decyzję, że udam się teraz, przecież nie mógł lecieć sam. Klubowa flaga była u mnie, musi zawisnąć na trybunie, aby Robert Kubica wiedział, że Go wspieramy.”
Próbuję zakupić bilet, a tu problem. Komputer stacjonarny zepsuty od tygodnia i laptopik zaczyna płatać figle, staje się nieposłuszny. Na koniec, na 3 dni przed wylotem, jak się okazało twardy dysk zakończył żywot :( Zaczynam się lekko denerwować, aby były jeszcze bilety na loty, którymi leci Jacek. Dzięki Przyjaciołom poznanym w klubie i z którymi często podążałam kibicować Robertowi Kubicy udało się, na Nich zawsze można liczyć, dziękuję :-)
Po trzygodzinnym locie z Modlina wylądowaliśmy przed północą w wietrznej Barcelonie. Wynajętym samochodem udaliśmy się do miejscowości El Masnou, na miejsce naszego zakwaterowania, usytuowanego na lekkim wzniesieniu z widokiem na morze. Niestety, może z powodu panującego zimna, pomimo zmęczenia, dochodzący szum fal przeszkadzał mi w zasypianiu.
Wtorek, drugi dzień testów i pierwszy w którym Robert zasiądzie za kierownicą FW41. Po półgodzinnej jeździe, w tym malowniczymi górskimi drogami, zakupie biletów w kasie ale tylko na wejście na testy, udaliśmy się na tor. Dojście na trybunę zajęło nam około 20 minut. Po drodze spotykaliśmy nielicznych kibiców. Oczywiście pierwszą czynnością było rozwieszenie flagi naprzeciwko garażu Williamsa.
Bacznie obserwowaliśmy, Jacek z pomocą lornetki, co dzieje się po przeciwnej stronie toru. Po kilkunastu minutach zobaczyliśmy naszego Idola! Gdy tylko odwrócił się w stronę toru, zaczęliśmy machać na powitanie, zauważył nas odwzajemniając znak powitania. Gdy nastąpiła przerwa w testach udaliśmy się napić coś ciepłego i zjeść. Następnie udałam się szukać punktu, w którym można zakupić wejściówki do padoku. Niestety można je było nabyć tylko przez internet. W punkcie informacyjnym była prowadzona sprzedaż biletów na taras i trybunę VIP, które znajdowały się nad garażami oraz tor kartingowy przy padoku. Niestety spóźniłam się, na ten dzień sprzedaż została wstrzymana. Pozostało nam tylko obserwowanie z głównej trybuny. Nie żałowaliśmy, bo w popołudniowej sesji jeździł Robert. Jak tylko przejeżdżał na naszej wysokości to machaliśmy. Na trybunie było też kilkoro Polaków ale tylko my byliśmy do końca testów. Tego dnia Robert zakończył jazdę symulacją startu. Zmarznięci ale szczęśliwi wróciliśmy na kwaterę.
Środa. Opuszczając kwaterę nie przypuszczaliśmy, że aura tego dnia sprawi taką niespodziankę. Po kilku minutach jazdy zobaczyliśmy, że samochody przyjeżdżające do miasteczka z kierunku w którym udajemy się, są pokryte śniegiem a po przejechaniu kilometra, dwóch, kwitnące już niektóre drzewa owocowe mają lekką śnieżną kołderkę. Po wejściu na obiekt też ukazał nam się niespotykany widok, tor przykryty był śniegiem.
Temperatura była bliska zeru. Właśnie z powodu takiej pogody wejście było za darmo. Jacek poszedł na trybunę rozwiesić flagę, a ja od razu udałam się do punktu aby kupić bilety na taras widokowy. Niestety sprzedaż wstrzymano. Do punktu zaglądałam jeszcze dwa razy, ale sytuacja nie zmieniła się. Było zimno, wiało i co jakiś czas padał drobny śnieg a potem deszcz.
Pomimo niesprzyjającej pogody tego dnia przeszłam ładnych kilka kilometrów. Po wejściu na trybunę Jacek poprosił mnie, czy bym mogła przejść się do samochodu gdyż zostawił nawigację. Oczywiście spełniłam prośbę. Przez pierwsze półtorej godziny testów na torze właściwie nic się nie działo, no może poza pracą obsługi, która próbowała osuszyć tor. Zespoły przez większość czasu pracowały w garażach albo trenowały pit-stopy. Kierowcy jeżeli wyjeżdżali, to tylko na kółka instalacyjne. Ponieważ nie lubię i nie mogę zbyt długo stać, postanowiłam zwiedzić chociaż trochę obiekt. Dzień wcześniej jeden z polskich kibiców powiedział mi, że niedaleko jest tunel, którym można przejść w pobliże padoku. Chciałam dostać się na taras widokowy. Zostawiając Jacka na posterunku, pomimo że padało, wyruszyłam. Po kilkuset metrach znalazłam wejście do tunelu ale przejścia w kierunku padoku były pozamykane. Zrobiłam kilka zdjęć i po ponad półgodzinnym spacerze wróciłam na trybunę.
Przed 15:30 w garażu Williamsa nastąpiło większe poruszenie. Po kilku minutach rozsunięto parawany i Robert, jako jeden z niewielu tego dnia, wyjechał na tor.
Po przejechaniu jednego okrążenia wrócił do garażu. Zmarznięci, głodni postanowiliśmy nie czekać do zakończenia tego dnia testów. O wpół do szóstej opuściliśmy obiekt. Marzyła mi się dobra gorąca herbata, a taką serwowali w barze na terenie obiektu w którym nocowaliśmy. Z przygotowanymi kanapkami na wieczorny posiłek zeszłam do baru. W nim byli też inni goście, między innymi troje Anglików. Ponieważ z szefową rozmawiałam po włosku, jeden z panów zapytał, czy jesteśmy z Włoch. Odpowiedziałam, że jesteśmy z Polski i przyjechaliśmy na testy F1 zobaczyć Roberta Kubicę. Jacek oczywiście wypowiedział „Forza Kubica”. Pokazałam zdjęcia z testów i jeszcze wcześniejsze z RK. Jeden z panów poprosił abyśmy nie odchodzili i udał się w kierunku swojego kampera, a drugi przysiadł się do naszego stolika. Po kilkunastu minutach wrócił wręczając mi czapeczkę Williamsa, którą przekazałam Jackowi. Siedzieliśmy jeszcze dobrą godzinę a nawet dwie popijając nasi nowi znajomi i ja pyszne hiszpańskie wino a Jacek piwo. Na koniec wymieniliśmy się adresami i numerami telefonów. To było bardzo miłe zakończenie dnia.
Czwartek. Ponieważ tego dnia Robert już nie jeździł i nie liczyliśmy, że uda nam się Go spotkać, to ustaliliśmy, że możemy dłużej pospać i bez pośpiechu udać się na tor około 11. To była kolejna zimna noc. Piękny poranek powoduje, że Jacek postanowił przeszkodzić mi w dłuższym spaniu wołając „wstawaj, szkoda dnia”. Nie dałam się długo namawiać bo dochodziła 9-ta , tak jak ustaliliśmy ;) Poranna toaleta, normalne śniadanko, nie na biegu i wyruszyliśmy na tor. Co za różnica w pogoda, słońce pięknie świeciło.
Tradycyjnie, po wejściu na tor utrwalam pierwsze ukazujące się nam zakręty. Jacek gdzieś mi znika, jestem zdziwiona, bo chodzę w marę szybko, później dowiaduję się, że załatwił sobie podwózkę J Jaki zbieg okoliczności, osobą która podwoziła Jacka był pan z którym rozmawiałam po włosku dzień wcześniej o RK i u którego pod koniec pobytu na torze kupiłam koszulkę dla bratanka. Po dojściu do głównej trybuny i dochodząc do punktu informacyjnego, widzę, że osoba tam pracująca przesyła mi znaki abym weszła. Szczęśliwa, po wcześniejszym rozmowie telefonicznej z Jackiem, zakupiłam wejściówki na taras i trybunę VIP.
Po krótkim pobycie na trybunie udaliśmy się do padoku. Osobie wpuszczającej na jego teren pokazuję bilet zawieszony na szyi, który nie został sprawdzany czytnikiem i pewnym krokiem przekraczam jego bramę a za mną Jacek. Och, jaka ulga, jesteśmy w miejscu tak wyczekiwanym. Idziemy prosto pod pawilon Williamsa przy którym spotykamy Panią Aldonę Marciniak i Cezarego Gutowskiego, pytamy o RK. W trakcie rozmowy zauważamy naszego Idola idącego w naszym kierunku. Zatrzymuje się na rozmowę ze znajomymi.
Jacka ogarnęło lekkie zdenerwowanie, czy, jak już kilka razy doświadczyliśmy, Roberta ktoś nie „porwie” na dłuższą chwilę lub nie skieruje kroków w inne miejsce? Na szczęście po kilku minutach odwrócił się w naszą stronę i z uśmiechem podszedł. Wita się z nami serdecznie co zostało zarejestrowane na zdjęciach. Chciałam też uwiecznić to spotkanie, ale Czarek Gutowski, jak to już miało miejsce kilka razy, zaproponował że to zrobi.
W pewnym momencie Robert pyta się nas „herbaty się napijecie?” Taka propozycji zaskoczyła nas, co chyba było widać po naszych minach i wtedy CG ponownie przyszedł z pomocą, że Robert zaprasza nas. Po wejściu do pawilonu siadamy przy jednym ze stolików a Robert pyta się, co zamówić. Ja proszę o espresso, Jacek kawę americano. Robert dla siebie zamawia herbatę. Rozmowa trwa ładnych kilkanaście minut. Między innymi pyta się, co u nas słychać i dziękuje za wsparcie, że podążamy za nim. Przekazujemy pozdrowienia od klubowiczów. Aby uwiecznić te niesamowite chwile prosimy o wspólne zdjęcie. Robert proponuje, że sam wykona selfi.
W pewnym momencie podszedł do nas jeden z pracowników z kaskiem Roberta po wskazówki dotyczące jego wyglądu. Korzystam z okazji i robię kolejne kilka zdjęć. Robert nas przeprasza i udaje się do jednego z pomieszczeń pawilonu ale wiemy że wróci, bo zostawił słuchawki i radio. Ponieważ pracownik z kaskiem stoi nadal przy stoliku, Jacek nie może oprzeć się pokusie nie tylko dotknięcia kasku, ale i pocałowania go. Ten moment też musiałam uwiecznić ;) [Zdjęcie i wspomnienia Jacka niżej]
Po powrocie Robert zaproponował byśmy się jeszcze czegoś się napili. Ja z chęcią skorzystałam z okazji i poprosiłam tym razem o herbatę a Jacek ponownie kawę. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę dopytując się o najbliższe plany. Nie chciał ich zdradzić tłumacząc, że obecnie ma dużo pracy i na tym się koncentruje. Robert dłużej już nie mógł nam towarzyszyć więc na wszelki wypadek, gdyby nie doszło do kolejnego spotkania, pożegnaliśmy się mówiąc, że na pewno jeszcze na którymś z torów będziemy.
W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł manadżer RK Alessandro Alunni Bravi szukając Go wzrokiem. Znaliśmy się od Spa-Francorchamps, więc podeszłam przywitać się. Aby nasza obecność nie trwała zbyt długo i nie być zbyt natrętnymi, szczęśliwi opuściliśmy gościnne pomieszczenie Williamsa. Jacek pozostał blisko motorhomu, a ja udałam się na zwiedzanie padoku z nadzieją, że może spotkam Fernando Alonso. Po kilkunastu minutach wróciłam w ustalone z Jackiem miejsce. Na dalszy spacer udaliśmy się już razem.
Spacerując, robiąc zdjęcia, zauważyłam idącego w naszym kierunku dziennikarza Roberto Chinchero. Nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z takiej okazji i nie podeszła. Gdy powiedziałam że przybyliśmy specjalnie kibicować RK, że byłam na wszystkich wyścigach po powrocie na tor, na twarzy Chinchero pojawił się szeroki uśmiech. Widać było, że sprawia Mu przyjemność, jak opowiada o Robercie, którego traktuje jak członka rodziny. Mówił, że Robert cieszy się wielkim poważaniem w mediach zajmujących się motosportem. Ceniona jest Jego inteligencja, niesamowite umiejętności i wiedza, którą może zawstydzić nie jednego inżyniera w tym środowisku. Rozmowa trwała ładnych kilka minut. Fotka z tego spotkania też musiała być.
Ponownie zostawiłam Jacka i udałam się na spacer po padoku udokumentowany zdjęciami Valtterego Bottasa i Stoffela Vandoorna. Niestety Alonso i tym razem nie spotkałam.
Po powrocie zobaczyłam na twarzy Jacka radość. Powiedział mi, że jeszcze raz widział się z naszym Idolem i otrzymał też pytanie, gdzie mnie zgubił. W tym samym czasie otrzymałam od Daniela Szulca prośbę o przekazanie pozdrowień i kilku słów Robertowi. Nie przypuszczałam że to będzie jeszcze możliwe. A jednak, szczęście ponownie dopisało i w krótkim czasie mogłam spełnić prośbę. Robert podziękował, też przekazał pozdrowienia. Kolejny już raz pomachał na pożegnanie i za moment zniknął udając się w kierunku garaży. My w krótkim czasie opuściliśmy padok i udaliśmy się na główną trybunę. Testy powoli dobiegały końca. Zwinęliśmy flagę i szczęśliwi tak nieoczekiwanie spędzonym dniem na Circiut de Barcelona Catalunya udaliśmy się w drogę powrotną na miejsce zakwaterowania.
W piątek, we wczesnych godzinach porannych udaliśmy się w drogę powrotną do domów, Jacek z plecakiem, a ja z walizką uzupełnioną o niezapomniane wrażenia i wzruszenia :)
Widzieć ponownie tak uśmiechniętego Roberta Kubicę, spędzić z Nim tak długi czas było mega przeżyciem, super uczuciem. ;-)
Wspominki okiem Jacka:
Jak wiecie, nie było chętnych z Klubu na wyjazd na testy więc się wkurzyłem i postanowiłem polecieć sam. Dopiero jak umieściłem zdjęcie biletu na samolot Ewa nie wytrzymała i postanowiła lecieć ze mną. Tłumaczy to tym że obawiała się czy sobie sam poradzę. Ha, ha, ha:))) Chińska mowa do polskiego ludu:) Ona po prostu bała się że ja mogę spotkać Roberta a Ona nie. Wyjątkowo zazdrosna babeczka:) Wylot mieliśmy o 20 z Modlina i trzy godziny później wylądowaliśmy w Barcelonie. Później wypożyczonym samochodem pojechaliśmy na kwaterę w małym, uroczym, nadmorskim miasteczku El Masnou. Kilka godzin snu i rura na tor.
Wtorek: Już kilkanaście minut po rozwieszeniu flagi na wprost garażu Williamsa widzimy Roberta, który nas też dostrzega i pięknie nas wita machając w naszym kierunku ręką. Powtarzało się to tego dnia jeszcze kilka razy, a może inaczej: zawsze nam odpowiadał na nasze machanie:)
Dzień upłynął na wspólnym machaniu, podziwianiu Roberta podczas jazdy jak już zasiadł za kierownicą i … rozpaczliwej próbie zdobycia biletu na paddock, niestety bez powodzenia. Tor opuszczamy jako ostatni, na parkingu też tylko jeden samochód, czyli nasz:) Wracamy na kwaterę zziębnięci, zmęczeni ale szczęśliwi bo widzieliśmy Roberta i jesteśmy pewni że i jemu było przyjemnie nas widzieć. Frekwencja na testach była mizerna, więc każda dusza się liczyła.
Środa przywitała nas śniegiem, ale pojechaliśmy na tor z samego rana. Ja rozwieszałem flagę, Ewa pobiegła przekonywać babkę z biura, że choć biletów na paddock nie ma, to dla nas być muszą bo my przecież nie kibicujemy byle komu ale Robertowi i my je mieć musimy. Niestety nie mieliśmy:( Po przyjściu Ewy ze złą wiadomością o braku biletów próbowałem bidulkę pocieszyć, że w czasie gdy Ona biegała za biletami to Robert do mnie pomachał z garażu – myślałem że jej ulżę, ale jeszcze pogorszyłem sytuację;)) Cały dzień było potwornie zimno. Cieplej zrobiło się dopiero gdy Robert wyjechał, ale tylko na jedno kółeczko, gdy wysiadł pomachaliśmy Mu rękoma – odpowiedział:)) I tym akcentem zakończyliśmy pobyt na torze w środę, choć to nie był jeszcze dla nas koniec tego, jakże zimnego ale miłego dnia. W życiu nie napisałem chyba więcej za jednym zamachem , no może wtedy gdy Ojciec zlał tyłek i kazał napisać 200 razy „ nie będę palił papierosów”
A wracając do moich porannych „wywodów” to gdy wróciliśmy na kwaterę zziębnięci jak stu Eskimosów razem wziętych, nie mając nadziei na ciepłą wodę w kranie z inicjatywy Ewy poszliśmy parę kroków w dół na gorącą herbatę do knajpki. Ze względu, że herbaty nie pijam, zamówiłem kawę i ze złości na zimowy dzień w ciepłym kraju- dodatkowo piwo;) Przed pierwszym łykiem, wznosząc kufel do góry wypowiedziałem święte dla mnie słowa „Forza Kubica” i się zaczęło:)
Przysiada się do nas starszy gościu i nie znając języka w którym się do nas zwraca, dochodzimy z Ewą drogą dedukcji do wniosku, że jest wielkim fanem RK:) W momencie gdy wspólnie dochodzimy do wniosku, że Robert jest tym jedynym dla którego tu przybyliśmy. Facet gromkim głosem wzywa swojego kumpla, z wyglądu jeszcze starszego i jak się okazuje jeszcze większego fana RK. Dalej idzie już jak po maśle: kawa, herbata, koniak, piwo itd. Itp kolejności naprawdę nie pamiętam… może Ewka?
W pewnym momencie ten drugi „starszy” obchodzi od stolika i po kilkunastu minutach wraca z….. nowiutką, zapakowaną w folię oryginalną czapeczką WMR. Jestem szczęśliwy, zmieszany całą tą sytuacją, obiecuję gościowi że i Ewie dam ją troszkę ponosić (aby nie być samolubnym) i tak to trwało do późna, do bardzo późna, zresztą to byli bardzo mili starsi Panowie i zakochani w Robercie może tylko ciut, ciut mniej od nas (bo na nas nie ma mocnych) ale to tylko nasze nie – skromne zdanie :) Rozeszliśmy się bogatsi o nowych, wspaniałych znajomych /ten starszy pracował przez wiele lat w Williamsie – teraz jest szefem firmy, jeśli dobrze zrozumieliśmy szyjącej kombinezony, koszulki i inne gadżety dla zespołów Formuły 1 z siedzibą w Londynie. Wymieniliśmy się adresami i tel. I to by było na tyle na koniec środowego, zimowego dnia, sypiącego śniegiem na mandarynki rosnące w tym pięknym kraju i co ciekawe 3 x droższe niż w Kauflandzie
Noc ze środy na czwartek była straszliwie zimna. Postanowiliśmy pospać dłużej w czwartek ponieważ Robert już swoje pojeździł, a na wejście na paddock nie było co liczyć. Postanowiliśmy wstać około godziny 9 i spokojnie pojechać na tor. Nie spało mi się jednak dobrze, wyszedłem na powietrze i szok: słońce świeci, na wielkich falach pływają jakieś duże ptaki- jak się później okazało serferzy (wzrok mi siada) :) Lecę budzić Ewę, grymasi że przecież mieliśmy spać dłużej, prosi o jeszcze 10 minut, to znowu o 5 :) – Wstawaj Ewka, Robert czeka, pogoda jak marzenie, jedziemy! Po kilkunastu minutach po nałożeniu na twarz barw wojennych Ewa jest gotowa. Pakujemy się do naszego bolidu i pół godziny później jesteśmy na miejscu.
Kupujemy bilety, wchodzimy. Ewa jak zwykle leci do najbliższego wejścia na trybuny popstrykać trochę zdjęć- ja ze względu na trudności z chodzeniem walę prosto na trybunę główną. Po przejściu paru kroków napatoczyło się auto zatrzymuję, więc i za chwilkę jestem na miejscu. Walczę z flagą, moja niesprawna ręka mi w tym nie pomaga, ale po kilku minutach jest ok.
Dzwoni telefon – “Jacku gdzie jesteś- flagę rozwieszam” – odpowiadam. a Ona (Ewa) mówi że babka z biura, którą przez poprzednie dwa dni molestowaliśmy o bilety ją poznała i powiedziała że bilety są. Jacku czy brać? Co za pytanie – jasne że brać:) za chwilę Ewa jest przy fladze, jeszcze tylko dodatkowe zabezpieczenie flagi przed kradzieżą w postaci 5 agrafek i lecimy biegiem w kierunku paddocku. :)
Dziesięć metrów przed bramą Ewie urywa się bilet więc mówię aby zrobiła tak jak ja, czyli włożyła do kieszonki na piersiach, wtedy będzie bezpiecznie. Przykryła tylko połową kurtki i już jesteśmy przy bramie. Babka na bramce prosi o bilety, Ewa delikatnie uchyla kurtkę, ja nie wyjmując biletu z kieszonki pokazuję tylko jego cząstkę i babeczka zaprasza nas miłym gestem do środka:)
Jesteśmy, jesteśmy, teraz już wiemy, że spotkamy Roberta, że zobaczymy Go z bliska, może nawet zamienimy słówko:) Pierwszą osobą którą spotykamy jest Pan Cezary Gutowski. Pytamy o Roberta – jest w garażu i dodaje na pocieszenie, że na pewno Go spotkamy. Chwilę później spotykamy bardzo miłą osóbkę Panią Aldonę Marciniak, chwilę rozmawiamy, robimy zdjęcie i… zauważam Roberta idzie w naszym kierunku. Jestem cały jak z gumy, ale powtarzam Robert, Ewa tam jest Robert idzie tu:) Robert zatrzymuje się pięć metrów od nas i rozmawia z dwoma facetami przez chwilkę, odwrócony do nas plecami. Wpadam w popłoch czy czasem jak już skończy rozmawiać nie pójdzie z powrotem.
Nie, nie pójdzie, odwraca się i wali prosto do nas, uśmiechnięty jak rogalik. Wita się z nami serdecznie, Ewa Go ściska, całuje, później ja (nareszcie, bo myślałem, że Ewa nigdy nie przestanie) Robert jest miły, bardzo miły. CG i AM robią nam zdjęcia z Robertem, wspólne, oddzielne nie pamiętam jakie jeszcze – zgłupiałem ze szczęścia:)))
“Herbaty się napijcie?” Że co, że jak, do kogo to było? I wtedy CG z uśmiechem mówi, że Robert zaprasza nas na herbatę. Wtedy do mnie dotarło: w głowie szum tak jakby cały zastęp aniołów zaczął śpiewać i w dodatku grać na trąbach.
Wchodzimy (do motorhomu WIlliamsa), Robert zamawia herbatę dla Ewy i siebie ja proszę o kawę. Zaczynamy rozmowę, przekazujemy pozdrowienia od Klubu. Robert dziękuje, pozdrawia i choć jest nas tylko dwoje On wie że jest nas dużo, dużo więcej. Mówi że docenia nasze wsparcie i że cieszy Go to, że za Nim podążamy. Kilka razy miałem zaszczyt spotkać Roberta, chwilkę porozmawiać, ale to co nas spotkało w Barcelonie przerosło nasze najśmielsze marzenia:)))) Co za Gość z Niego, mówię wam co za Gość!!!
W pewnym momencie podszedł facet z kaskiem Roberta, rozmawiali przez chwilkę chyba nad jakąś korektą w malowaniu i wtedy Robert przeprosił nas na chwilę bo ktoś Go wzywał. Wiedzieliśmy że wróci bo zostawił radio i słuchawki, a gdyby nawet nie zostawił to i tak by wrócił. Nie mogłem oprzeć się pokusie dotknięcia kasku, facet dał mi nawet potrzymać i nie będę już pisał, że go ucałowałem z radości bo będziecie się śmiać ze starego wariata.
Po powrocie Roberta pogadaliśmy jeszcze trochę, zapytaliśmy, o plany na najbliższą przyszłość, ale w odpowiedzi otrzymaliśmy tylko to, że stara się za bardzo nie planować, że na razie pracy ma pod dostatkiem, a poza tym z nikim o tym nie rozmawia. Zaproponował też ponowną herbatkę ale podziękowaliśmy wiedząc jak Jego czas jest cenny, a i nie chcieliśmy być za bardzo natrętni. Pożegnaliśmy się bardzo, bardzo serdecznie i roztopieni jak wosk ze szczęścia opuściliśmy ten przyjazny budyneczek w którym przebywanie i to w dodatku z Robertem nigdy by się nam chyba nawet nie przyśniło. A jednak cuda się zdarzają i marzenia się spełniają:)))
Na zewnątrz Ewa przekazała jeszcze Robertowi pozdrowienia od Daniela Szulca, Robert podziękował i też pozdrowił i po chwili zniknął wcześniej jednak pomachawszy nam ręką i posyłając taki serdeczny uśmiech że aż… of kurczę co za Gość!!!
KOMENTARZE KIBICÓW
Social media