Zakończył się Rajd Szwecji – pierwszy zimowy “na poważnie” dla Roberta Kubicy.
Celem od samego początku było zdobycie doświadczenia na takiej nawierzchni, jak wiemy Robert nigdy nie startował na śniegu – nie biorąc pod uwagę dawno temu auta klasy “N”
Cel został osiągnięty mimo 14 pozycji w klasyfikacji generalnej rajdu.
Nie ma co ukrywać było ciężko!
Podczas piątkowych przejazdów na OS nr 12 i 14 Robert zaliczył śnieżne zaspy czyli “zimowy chrzest bojowy” – dzięki pomocy kibiców udało się pojechać dalej, choć 20 min. strata była dotkliwa.
Sobota także z “przygodą”. 20 OS i zaliczony rów – w efekcie potłuczona szyba. Powód – zła komenda w opisie.
Choć wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę od początku, że w Szwecji walki w czołówce nie będzie, to jednak my kibice – podobnie jak Robert, nabieraliśmy cennego doświadczenia.
Robert bardzo chciał ukończyć ten rajd. Od samego początku jechał rozważnie, mając w świadomości swoje możliwości jazdy na śniegu.
Misja “nauka” została ukończona.
Dzięki Robert za zimowe emocje…
A Kibicom dziękujemy za wspólne kibicowanie!
Jechałem jak moja babcia do supermarketu. To były bardzo trudne dwa dni.. R.K.
Galeria HiP.
Playlista dostępna także TUTAJ
Chodzi o sytuacje (foto), kiedy polscy kibice pomagali wydostać się naszej załodze z zaspy. Jeden z kibiców mógł wpaść pod auto Ostberga. Załoga została ukarana za niewystawienie trójkąta ostrzegawczego. Robert i Maciej będą musieli wziąć udział w dwóch spotkaniach tyczących się bezpieczeństwa, organizatorem będzie FIA.
Jestem pewny, że to rajd, który Robert chciałby najlepiej zapomnieć, był on jednak bezcenny dla rozwoju Roberta jako rajdowego kierowcy – powiedział Malcolm Wilson. – Wiem, że Robert jest rozczarowany, ale na jego obronę muszę przyznać, że był to jeden z najtrudniejszych Rajdów Szwecji, jakie pamiętam. Robert przyjechał tu bez wcześniejszego doświadczenia w jeździe na śniegu. Sądzę, że teraz wróci do domu, przemyśli sprawę i dojdzie do wniosku, że wiele nauczył się w ten weekend…
– Malcolm Wilson.
Szwecja okazała się biało-czarna. Biało-czarna była pogoda oraz przebieg naszego rajdu.
Zaczęliśmy od dwóch dni testów na dwóch różnych drogach. Przejechaliśmy dużo kilometrów, ale dla mnie po kilku przejazdach na testach jazda robi się bardziej torowa, niż rajdowa. Dlatego właśnie testy nie odzwierciedlają tego, co nas czeka – bo później trzeba startować na OS-ach, które pokonuje się po raz pierwszy. Możemy się przygotować, ale nie w stu procentach, ponieważ tylko warunki bojowe, czyli rajd i dłuższe odcinki dają sporo nauki i dużo nowych doświadczeń.
Sam rajd zaczął się dla nas naprawdę dobrze. Jechaliśmy dosyć pewnie, nie podejmując ryzyka i jak na pierwszy start w tych warunkach szło nam bardzo dobrze. Niestety na 12. OS-ie popełniłem dość głupi błąd i lądując ze skręconymi kołami zahaczyłem o bandę śnieżną, która mnie wciągnęła. Po tym jechało się już tak średnio. Po raz kolejny wylądowaliśmy w zaspie, bo wybrałem złą linię jazdy na jednym z zakrętów.
W ostatnim dniu byliśmy pierwszym autem na drodze. Wieczorem poprzedniego dnia dosypało śniegu, ale była duża odwilż i zrobiła się taka maź pośniegowa – dla pierwszego samochodu na trasie jedna wielka ślizgawica. W dodatku poznałem jeszcze jedną trudność Rajdu Szwecji. Znacząco zmieniła się trasa w porównaniu z zapoznaniem. Widocznie po opadach pług wyznaczył trochę inną drogę i czasami bandy znajdowały się w miejscach, w których nie było ich wcześniej. To zmieniało trochę promień zakrętu i na 20. OS-ie poległem właśnie na tym. Był to długi zakręt, na którym nie mieliśmy opisanego zacisku. Albo tam powstał, albo po prostu go przeoczyłem na zapoznaniu. Jechałem też zbyt wyścigową linią. Nawyki, które wyniosłem z toru, nie pomagają w takich warunkach, jeśli jedziesz spokojnie. Nawet wtedy trzeba jeździć nie płynnie, lecz trochę bardziej bokiem.
Sądzę, że określenie “biało-czarny” jest też dobrym odniesieniem do pogody. Na pierwszej pętli ostatniego dnia jechałem w bardzo trudnych warunkach, a na drugiej trasa zmieniła się w rajd szutrowo-błotnisty i trochę śniegowy. Warunki były ekstremalnie ciężkie, a po tych przygodach spadła też trochę moja pewność siebie. Wiem już, że jeśli mam jechać spokojnie do mety po luźnej nawierzchni, muszę trochę zmienić styl jazdy. Nie mogę jechać tak jak mi się wydaje w odniesieniu do doświadczeń z wyścigów. Gdy nie forsuję auta, zawieszenia, dyfrów czy też opon, zaczyna brakować przyczepności i okazuje się, że mam więcej sytuacji podbramkowych, gdy jadę wolno, niż wtedy, gdybym jechał szybciej.
Mimo to nauczyłem się bardzo wiele w tych ekstremalnych warunkach. Nie była to typowa Szwecja, gdzie zazwyczaj jest lód i wysokie bandy. Temperatura była zazwyczaj dodatnia, a warunki zmieniały się z zakrętu na zakręt i te wszystkie czynniki nie ułatwiły mi zadania. Nasz cel został jednak osiągnięty, bo była nim meta. Oczywiście lepiej byłoby bez tych wpadek, ale cieszą mnie wszystkie przejechane kilometry.
Po raz kolejny podziękowania dla wszystkich kibiców, którzy nam pomagali wydostawać się z zasp. Byłem zaskoczony liczbą polskich kibiców na OS-ach i na dojazdówkach i atmosferą. Serdecznie was pozdrawiam i mam nadzieję, że kiedyś, jeśli znów pojadę do Szwecji, będę w stanie odwdzięczyć się lepszym wynikiem.Robert, official.
Social media