Na stronie rowery.org pojawił się obszerny wywiad z Robertem na temat jego drugiej pasji – kolarstwie. Poniżej przytaczamy najciekawsze fragmenty z wywiadu.
Początki
Prawdę mówiąc od zawsze miałem do czynienia z rowerem. Moi rodzice się śmiali, że wcześniej próbowałem pedałować, niż zacząłem chodzić. Jako młodemu dzieciakowi, w codziennej zabawie zawsze towarzyszył mi rower. Z czterema kumplami urządzaliśmy sobie jakieś wyścigi wokół bloku: pół-żużlowe, pół-rowerowe.
Gdy byłem starszy, pamiętam, że pojechałem na obóz rowerowy. Ale to wszystko były rowery górskie. Nawet kiedy ścigałem się już w kartingu w Polsce, to ten rower jakoś zawsze był obok mnie – na podwórku, na wakacjach i tak dalej.
Później moim podstawowym zadaniem stało się ściganie i jakoś ta pasja poszła na bok, bo na rower nie miałem już za bardzo czasu. Potem zacząłem wyjeżdżać do Włoch, już bez roweru, i nie miałem okazji jeździć.
Po jakimś czasie, jak już jeździłem w Formule 1, zacząłem trenować kolarstwo szosowe dla utrzymywania formy fizycznej. Prawdę mówiąc, wtedy bardzo mało jeździłem, więcej biegałem. W 2010 roku znowu złapałem takiego rowerowego bakcyla, ale tylko na chwilę. Zacząłem dużo jeździć w przerwie między Grand Prix, ale później w międzyczasie jeździłem też w rajdach i trochę w wyścigach [samochodowych], więc na rower nie było za bardzo czasu.
Jak wiadomo, w 2011 miałem wypadek i tak naprawdę przez prawie dwa lata byłem wyjęty z życia. Nie mogłem nic robić. Tutaj najbardziej chodziło o rękę, która ucierpiała w wypadku.
Później powiedziałem sobie „OK, spróbuję pojeździć na rowerze”. I spróbowałem, ale miałem taką dosyć niebezpieczną sytuację… kiedy jechałem drogą, kobieta w zaparkowanym aucie otworzyła drzwi tuż przede mną. Powiedziałem sobie: “no dobra, mam już tylko jedną w pełni sprawną rękę, nie mogę ryzykować wypadku jeżdżąc sobie dla przyjemności”. I znów odstawiłem rower.
Ale po kilku latach wróciłem. Tak naprawdę to rower pomógł mi powrócić na dobre na tor w sezonie 2016-2017. Kiedy w 2016 roku wszedłem na wagę i zobaczyłem magiczną liczbę… 87 kilogramów, powiedziałem sobie: “tak nie może być”. Postanowiłem, że muszę zejść poniżej 80 kilo, a potem zacząć wsiadać na rower. Tak też zrobiłem.
O jeździe z Alessandro Pettachim i Michałem Kwiatkowskim
Jeśli chodzi o moje jazdy, to jestem pasjonatem i w 100% amatorem. Ja się śmieję, że jeżeli chodzi o jazdę z tymi facetami, których wymieniłeś, to brakuje mi jednej dodatkowej nogi. Może i to by nie wystarczyło. Myślę, że to jest normalne. W każdym sporcie profesjonaliści są profesjonalistami, a amatorzy i pasjonaci są amatorami i pasjonatami. Dlatego w kolarstwie to jest piękne, że mogę zrobić sobie trening, który dla zawodowców jest coffee ride, i spędzić razem czas.
Alessandro [Petacchi] jest moim dobrym kumplem. Poznaliśmy się dosyć późno, ale dzięki kolarstwu spędzamy razem sporo czasu. “Kwiato” poznałem chyba 2 lata temu i miałem okazję dołączyć się do ich coffee ride w okolicach Monako. Ostatnio, przed koronawirusem, jeździłem z Sylwkiem Szmydem. Paru kolarzy znam, jest to bardziej przyjaźń i kumpelstwo niż jeżdżenie razem na tym samym poziomie.
Kubica i oglądanie wyścigów kolarskich
Zawsze lubiłem oglądać kolarstwo. Myślę, że kolarstwo ma dużo wspólnego z Formułą 1. To znaczy, albo może być super fascynujące, albo bardzo nudne. Jest wielu ludzi, którzy mówią, że zasypiają w czasie wyścigów F1 i tym bardziej w czasie wyścigów kolarskich. Z tym, że większość ludzi nie jest w stanie sobie wyobrazić jaki to jest wysiłek i co się dzieje w trakcie wyścigu.
Przyznam się szczerze, że przez ostatnie 10-15 lat… OK, wyścigi F1 oglądałem w okresie, kiedy nie startowałem, w tym okresie rehabilitacji. Ale myślę, że na pewno przez ostatnie 3 lata oglądałem więcej wyścigów kolarskich niż wyścigów Formuły 1.
Miałem takie okresy, kiedy szukałem – a ja telewizji za bardzo nie oglądam – transmisji, retransmisji, jakichś programów o kolarstwie, żeby sobie obejrzeć, tak po prostu. Bardzo często zależy to od kraju, w którym jestem. Oczywiście we Włoszech kolarstwo jest bardzo popularne, mieli i mają bardzo dużo utalentowanych kolarzy. Może tak być, że wiem dużo więcej o kolarzach włoskich, niż wiem o polskich, ponieważ włoskie kolarstwo jest bardziej dostępne i dlatego automatycznie można obejrzeć więcej.
Oglądam też jakieś starsze wyścigi, bardzo chętnie klasyki. Zawsze jest tak, że jak już oglądam telewizję i przełączam kanały, to jak trafię na kolarstwo, to zostawiam. I jest to fajne.
Ulubiony wyścig?
Ja w 2017 roku miałem jechać na “Flandrię”. Bardzo lubię historie o niej. Moi kumple kolarze co roku jeżdżą do Belgii na klasyki, zarówno startować w amatorskich wyścigach jak i oglądać wyścig zawodowców. Zawsze mi opowiadają różne ciekawe historie. I to jest fajne w kolarstwie, że wszystkie historie powodują, że cofam się 20-30 lat wstecz, gdy byłem młody. Może to jest też plus moich znajomych, że potrafią mi opowiedzieć o tych wyprawach, w taki sposób, że budzą fascynację i chęć bycia tam.
Za każdym razem myślę jednak, że po pierwsze nie mogę pojechać, bo jest to w trakcie sezonu, a po drugie, na samą myśl, że to jest marzec-kwiecień i miałbym jechać dobrych kilka godzin na rowerze i miałoby padać, wiać i być zimno… To jednak wolę wypad z kumplami na Teneryfę w styczniu, gdzie jest gwarantowana pogoda.
Forma
Ja zawsze najlepszą formę miałem w lutym, ponieważ to jest ciągle przed sezonem, a grudzień-styczeń to czas, kiedy mogę sobie więcej pojeździć. To też zależy od tego, gdzie się robi test i jaki się robi, ale moim najlepszym testem na VO2max przez 20 minut było 315-320 watów. To już są moje górne wyniki.
Ja jestem dosyć lekki, bo mam 185 cm wzrostu, a dzisiaj ważyłem poniżej 65 kilogramów. Niestety, ale u mnie jest tak, że chęci są, formę jestem w stanie zrobić, ale brakuje mocy. Za każdym razem jak spada wydolność, to czuję, że nie mam czym naciskać na pedały [śmiech].
Nie mam za dużo mocy, ale nad znajomymi przewagę robię zawsze po trzeciej godzinie. Ja wolę dłuższe dystanse, wtedy staje się to dla mnie bardziej interesujące. Tak jak ci mówiłem na początku, ja muszę mieć jakieś cele. Wyznaczam sobie jakiś punkt, do którego chciałbym dojść i staram się dopiąć swego. Ale muszę się przyznać, że bardzo często te kolarskie cele wyznaczam sobie zbyt wysokie, jak na moje możliwości i czas, jaki mogę temu poświęcić.
Często, jak już mam czas, to coś się dzieje. Albo za dużo trenuję, za dużo jeżdżę i nie mam czasu na odpoczynek. Zawsze odbywa się to jakoś chaotycznie, bo albo jestem po samolocie, przed samolotem, albo tu albo tam i jednak to odczuwam.
Dlatego w styczniu i lutym mam najlepszą formę, bo to są okresy kiedy najmniej podróżuję i kiedy najmniej się u mnie dzieje. Myślę, że ma to dla mojej formy duże znaczenie. Tak naprawdę to, co najważniejsze, to mieć przyjemność z jazdy. Oczywiście fajnie się wjeżdża pod górę parę minut krócej i męcząc się mniej. Albo inaczej, i tak męczysz się tak samo, ale wjeżdżasz o tę chwilę szybciej.
Robert o swojej kolekcji rowerów
Pinarello Dogma to mój stary rower z 2010 roku, dostałem go od Pinarello kiedy jeździłem w Formule 1. Powrócił ze mną na szosę kiedy się rehabilitowałem. Jest to rower, który do dzisiaj mam, chociaż pożyczyłem go ostatnio kumplowi. Za każdym razem robi na mnie wrażenie. Może dlatego, że jest mój, ale jak patrzę, to myślę, że minęło 10 lat, a ciągle ma [świetną] formę i kształty. Czuć oczywiście, że technologia poszła naprzód. To jest niesamowite, zmieniając rowery nie zdawałem sobie sprawy, że geometria może mieć tak duży wpływ. Na pewno nie myślałem, że aż taki.
Następnie przeszedłem na Treka. Dlaczego Trek? Ponieważ jednym z moich pierwszych rowerów górskich, takich bardziej konkretnych, był właśnie rower tej marki. I jakoś został mi też w pamięci i w sercu. Niestety ten taki zielono-szary Trek nawet nie był mój, tylko należał do Trek Italia. Mało osób o tym wie, ale teraz się dowiedzą, że zostałem potrącony. 3 albo 4 dni po tym jak zostałem ogłoszony rezerwowym kierowcą Williamsa.
Wracałem zrelaksowany, bo odwiozłem kumpla w jego stronę. Miałem zaliczyć podjazd, ale nadciągały czarne chmury, więc pomyślałem „dopiero co zostałem ogłoszony kierowcą rezerwowym Williamsa, nie będę ryzykował i zjeżdżał w deszczu, to nie jest przyjemność. Pojadę do domu i jak będzie jeszcze brakowało, to dokręcę 40-60 minut na trenażerze”. No i skręciłem w prawo, jechałem pustą drogą. Tylko ja jadę, widzę to auto, ono staje i nagle rusza. I nie to, że rusza powoli… No i bum. Pan po prostu zatrzymał się na stopie, ja myślałem, że on skręci w lewo w moim kierunku jazdy. On mnie po prostu nie zauważył. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, bo tak naprawdę byłem tylko poobijany. Trek niestety umarł [śmiech] śmiercią naturalną. Mnie nic poważnego się nie stało, ale rower do kasacji.
Potem miałem białego Trek, lecz tylko na chwilę. Podszedłem do niego bardziej od strony estetycznej, a nie komfortowej. Wziąłem za małą ramę i było mi jakoś niewygodnie.
Później zaczął się okres Speca, którego mam już od jakichś 2 lat. Jeden rower cały czas podróżuje z zespołem Formuły 1, a drugi w domu. Albo raczej ze mną, tam gdzie jestem, ponieważ w moim aucie zawsze jest rower. Nigdy nie wiem dokładnie, gdzie będę, ale wiem, że będę tam, gdzie jest moje auto. Bardzo często po prostu zabieram rower ze sobą i w 90% przypadków nie zostaje wyciągnięty z bagażnika. Czasami zdarza się, że mam 2 godziny wolnego i siadam sobie pokręcić. I tak zostało, że do dzisiaj używam Speca.
Jazda rowerem po torach F1
Gdy tor jest otwarty i nic się nie dzieje, to można po prostu jeździć. Ktoś kto ma pass, czyli wejściówkę do padoku F1, to normalnie może wejść pojeździć. Dużo osób też biega.
Ja często jeździłem, ale bardziej w 2018 roku, kiedy nie startowałem. Kiedy jednak startujesz, to po pierwsze nie ma czasu, a po drugie musisz zachować energię na wyścig w niedzielę, a nie katować się. Ale niektóre fajne wyjazdy robiłem poza torem.
W Japonii zrobiłem sobie pętlę, którą wyszukałem na mapach w internecie. Tam wcześnie robi się jasno i postanowiłem, że jak wstanę wcześnie, to pojadę na rower. Zrobiłem 100 kilometrów, prawie 2000 metrów przewyższenia. Ale jak pomyśleć, gdzie ja byłem… Nie miałem ze sobą żadnych narzędzi, przez ponad 3 godziny spotkałem tylko ze 4 auta, ale widziałem za to małpę. Także znalazłem się w scenerii z typowo japońskimi podjazdami, które kojarzą mi się z „Tokyo Drift” czy „Fast and Furious”. Jak byłem mały, to oglądałem te filmy i drogi wyglądały dokładnie tak samo. Widziałem te nawroty, te Nissany składające się w zakręty. Na koniec wjechałem na szczyt, a tam dżungla.
I to są takie fajne wyjazdy i przygody, które wspominasz. Tak naprawdę z zerowym pojęciem o regionie, w którym się znajdowałem, patrząc na mapę wybrałem sobie drogę. Oczywiście patrząc też, żeby była na moją nogę. Wybierasz scenerię i jedziesz. Poznajesz wiele miejsc, w których nigdy byś nie był i których nigdy byś nie znalazł.
O kierowcach uprawiających kolarstwo
Myślę, że i tak nadal więcej kierowców biega niż jeździ na rowerze. Bieganie ma dwa plusy: po pierwsze, jest dużo bardziej dostępne, ponieważ wystarczy wrzucić do walizki parę butów… przy naszym stylu życia zajmują mniej miejsca. Po drugie, jest o wiele mniej czasochłonne. Jednak żeby wyjść i pojeździć na rowerze, to trzeba mieć parę godzin minimum, a bardzo często tego czasu po prostu nie mamy.
Kolarstwo jest takim jakby zastrzykiem energii i pozytywnego myślenia, a czasami też wyciszenia. Tak jak powiedziałem wcześniej, kolarstwo daje Ci to, że możesz znaleźć się w miejscach, w których prawdopodobnie nigdy byś nie był, których nigdy byś nie zobaczył. Bardzo często nie poczułbyś natury i środowiska. W naszym sporcie, gdzie jest dużo stresu podczas wyścigów, ale też stresu i dynamiki poza wyścigami, dużo rzeczy się dzieje.
Kolarstwo jest lubiane, bo można się wyciszyć, można pojechać gdzieś z kumplami, możesz pojechać ze swoją bliską osobą. Tak jak np. Valtteri [Bottas] ma nową dziewczynę, która jest zawodową kolarką. I pewnie dlatego też bardziej zbliżył się do tego sportu.
Całość pierwszej częsci wywiadu do przeczytania pod tym linkiem : rowery.org
Część druga : rowery.org
KOMENTARZE KIBICÓW
Social media