Podczas ostatniego weekendu wyścigowego F1 w tym roku, Mikołaj Sokół przeprowadził obszerny wywiad z Robertem. Poniżej przedstawiamy najciekawsze fragmenty z tego wywiadu. Całość do przeczytania znajdziecie na stronie SokolimOkiem.
Kubica i plany na sezon 2023
Pierwszy wątek w wywiadzie Mikołaja Sokoła z Robertem dotyczy oczywiście najbliższej przyszłości.
RK: Plany są zmienne – zaczyna w swoim stylu. – Dlaczego zmienne? Ponieważ jeśli chodzi o ściganie, główny plan raczej się nie powiedzie, nie z mojej winy. Trochę szkoda, dlatego trwają prace nad zastąpieniem tego planu A. Zobaczymy, ja jestem dosyć wyluzowany, chociaż oczywiście szkoda, ponieważ moim planem zawsze były starty w najwyższej kategorii w Le Mans w przyszłym roku, a najprawdopodobniej tak się nie stanie.
Czy te plany były dopięte na sto procent? Pewnie nie, skoro ostatecznie nie wypaliło…
– Nie na sto procent – potwierdza Robert i rzuca cień nadziei. – Nadal jest to możliwe, ale już nie w optymalnych warunkach. Jechanie niepełnego sezonu w najwyższej kategorii chyba raczej nie ma sensu.
Najwyraźniej chodzi o późniejsze rozpoczęcie startów – niby nic nowego i zdarza się, że zespoły rywalizujące w wyścigach długodystansowych nie są gotowe na rozpoczęcie sezonu, ale to oczywiście ogranicza skalę przygotowań do głównego wydarzenia.
Przed czerwcowym wyścigiem 24h Le Mans odbywają się wszak trzy rundy WEC – Sebring (17 marca, z prologiem 11-12 marca), Portimão (16 kwietnia) i Spa-Francorchamps (29 kwietnia).
– No cóż, zobaczymy. Bardzo możliwe, że w przyszłym roku będę nadal startował w LMP2 albo zmienię kierunek i wrócę sobie do rajdów – dodaje z kamienną twarzą.
I to jest sarkastyczna wypowiedź?
– Nie, dlaczego? Cykle się zmieniają, tak że… – odpowiada wymijająco, ale to brzmi jak nawiązanie do wcześniejszego, humorystycznego wątku „Dakaru”.
Pozostając w temacie wyścigów długodystansowych – czy to Hypercar, czy LMP2 – czy jest to ścieżka, którą Robert chciałby przez kolejne lata podążać?
– No tak. Nie ukrywam, że Le Mans bardzo mnie wciągnęło i bardzo mi się podoba – podkreśla. – To jest coś wyjątkowego i nie tylko dlatego, że odbywa się raz w roku – dlatego, że jest tak wyjątkowe.
A wygrać jest tak trudno, bo właśnie odbywa się raz w roku i jest to bardzo wymagający weekend – nawet nie weekend, lecz ponad dziesięć dni. Jedna rzecz to chęci, a drugą jest zebranie odpowiednich ludzi i środowiska, żeby móc to zrobić, żeby jakoś fajnie to wyglądało i żeby była z tego satysfakcja – nie tylko z samej obecności [w stawce], ale także z pracy i postępów.
To świetny punkt wyjścia do krótkiego podsumowania sezonu 2022 w Długodystansowych Mistrzostwach Świata. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wspomnianych przez Roberta aspektów zdecydowanie brakowało w ekipie Prema.
– Tak, nie ukrywam, że w tym sezonie brakowało – przyznaje. – Nie tylko wyników, na które mieliśmy zdecydowanie potencjał i możliwości. Pojechałem tylko sześć wyścigów, ale to nie był łatwy rok i krótki rok, co dało mi dużo do zrozumienia. Każdy ma swoją wizję, każdy ma swój styl pracy, dlatego jest ważne, żeby nie robić niczego na siłę – szczególnie, kiedy to robisz dla pasji. Dlatego testujemy na Dakar!
Ale zupełnie na serio, to brzmi tak, jak gdyby przy ewentualnej kontynuacji startów w LMP2 współpraca z Premą nie wchodziła już w grę.
– Nie wiem jeszcze, ale prawdopodobieństwo, że nie będzie to Prema, jest duże. Także zobaczymy – kwituje Robert.
Kubica i Abu Zabi
Czas popchnąć rozmowę w stronę Formuły 1. Abu Zabi to dość dziwne miejsce, jeśli chodzi o wyścigową historię Roberta. W sezonie 2010 całkowicie nieświadomie zaliczył tu ostatni start w Grand Prix przed długą i bolesną przerwą.
W 2017 roku wydarzyły się dziwaczne testy z Williamsem, na które przyjeżdżał ze świadomością, że wraca do stawki, a po nich stracił niemal pewną posadę kierowcy wyścigowego. Rok później potwierdzono go w wyścigowej roli, a po kolejnym sezonie – już świadomie – zaliczał pożegnanie…
– W 2019 roku to nie było do końca takie świadome pożegnanie – prostuje Robert. – Zawsze mówiłem „nigdy nie mów nigdy” i rzeczywiście to nie był mój ostatni start w Formule 1. Oczywiście kiedy to mówiłem, bardziej planem czy też ambicjami było powrót do stawki i tak się nie stało. Wróciłem „dzięki” koronawirusowi, na dwa wyścigi w sezonie 2021.
– Miejsce jak miejsce, trochę się tu działo – kontynuuje. – Trochę przypomina Hungaroring czy Monzę, gdzie [dla mnie] to nie są tylko tory Grand Prix, ale coś tam się wydarzyło, jest jakaś otoczka, jakąś historię można opowiedzieć. Tutaj mamy ostatnie Grand Prix, przyjeżdża się już „na wykończeniu” i wszyscy odliczają godziny, minuty do zakończenia sezonu.
W zeszłym roku była walka o mistrzostwo świata, teraz my walczymy o utrzymanie szóstego miejsca, ale z reguły ten wyścig jest taki ten… No, ale tak jak sam powiedziałeś, dużo rzeczy się tu działo wokół mojej osoby i zawsze to Grand Prix jakoś się wspomina.
Pożegnanie z F1?
Czy tym razem Robert wyjeżdżał na tor ze świadomością, że to może być jego ostatni raz za kierownicą samochodu Formuły 1?
– Nie, słyszałem to już pytanie i może ludzie wiedzą lepiej niż ja. Nie wyjeżdżałem [z taką świadomością], z reguły koncentruję się na teraźniejszości i na tym, co jest. A to, co będzie, w tym sporcie, szczególnie w tym padoku, nie zależy tylko ode mnie, tak że…
A czy chciałby tu zostać, jeśli będzie miał możliwość jeżdżenia?
– Szczerze? Z jednej strony dzisiaj według mnie całkiem nieźle mi szło i to jest fajne uczucie, ale z drugiej strony wiesz, że to uczucie tak czy inaczej do niczego nie prowadzi – a wręcz przeciwnie.
Z jednej strony jest świadomość, że przez trzy i pół miesiąca nie siedziałem w żadnym bolidzie Formuły 1, a większość kierowców, którzy przyjeżdżają tutaj na piątki, dziesięć dni wcześniej jeździ starymi samochodami, z poprzedniego sezonu. Ja pięć dni temu siedziałem w aucie LMP2.
Właśnie opowiadałem tutaj znajomemu [Luisowi Vasconcelosowi], że wyjeżdżasz na miękkich oponach, jedziesz okrążenie wyjazdowe, nie możesz nawet wyczuć przyczepności – wypowiedź Roberta nabiera tempa, niczym okrążenie pomiarowe. – Wyjeżdżasz z ostatniego zakrętu na chłodnych oponach, ponieważ tak trzeba.
Auto się ślizga, dojeżdżasz do pierwszego zakrętu i nie wiesz, czego się spodziewać. Dojeżdżasz do piątego zakrętu i nie wiesz, czego się spodziewać. Tak naprawdę wiesz, że możesz zrobić to naprawdę dużo lepiej.
– Zresztą moja jazda na twardszej mieszance była według mnie bardzo dobra. Mieliśmy zupełnie inne programy z Valtterim, ale jeśli chodzi o tempo, to nie odstawałem.
Jak widzisz na wykresach, że po trzech i pół miesiąca oprócz dwóch zakrętów, gdzie wiesz, że nie było rewelacyjnie, resztę zakrętów jedziesz tak samo lub nawet szybciej, to z jednej strony jest to coś pozytywnego, a z drugiej wiesz, że tak naprawdę to pozostaje tylko dla ciebie. Ale tak jak mówię, w tym padoku trzyma mnie możliwość jazdy, ponieważ lubię jeździć.
Wiem już, jak zatytułuję ten tekst, a Robert z werwą ciągnie swoją analizę, wracając także do swoich wcześniejszych występów.
Formuła 1 jest najlepszą kategorią na świecie i mimo że jeżdżę od czasu do czasu, wsiadam jakby z łapanki, to myślę, że [wiele mówi] sam fakt, że mam szansę wsiadania.
Oczywiście większość ludzi łączy moją rolę z Orlenem i jest w tym sporo prawdy, ale przez te trzy lata ani razu nie uszkodziłem żadnej części. Na Węgrzech miałem nową podłogę, jedyną sztukę, zamontowaną w ostatniej chwili. Tam wystarczy krzywo wjechać na parę tarek, a jest ich przecież sporo, i już można to uszkodzić. Trzymałem większy margines.
Źródło : SokolimOkiem
http://www.robertkubica-klubkibicow.pl/
KOMENTARZE KIBICÓW
Social media